8-letni Kamil walczy o życie w katowickim szpitalu. Chłopiec został dotkliwie pobity, przypalany papierosami, sadzany na gorącym piecu. - Twarz miał całą zmasakrowaną. Tak samo rączki, nóżki. Jego ubrania były przyklejone do ciała - powiedział ojciec dziecka. Śledczy od razu ustalili, że za cierpienie Kamilka odpowiada Dawid B., czyli jego ojczym. Sprawie przyjrzeli się reporterzy programu Uwaga! TVN.
Uwaga TVN. Ojczym skatował 8-letniego Kamila. Chłopiec walczy o życie
8-letni Kamil z Częstochowy od ponad tygodnia walczy o życie w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. Ledwo żywego chłopca znalazł jego biologiczny ojciec. - Zapukałem do drzwi, ona [matka chłopca – przyp. red.] otworzyła. Spytałem, gdzie jest Kamil, a ona odpowiedziała: "Tam leży". Jak go zobaczyłem, to zacząłem płakać. Pomyślałem: "Boże, Kamilku, co oni ci zrobili". Powiedziałem jej, że tu jest pilnie potrzebna karetka. Zadzwoniłem po pogotowie, za chwilę przyjechała też policja – opowiada Artur Topól, biologiczny ojciec Kamila.
I dodaje: - Twarz miał całą zmasakrowaną. Rączki, nóżki. Jego ubrania były przyklejone do ciała. Kamil leżał zwinięty przy piecu. Wyglądał jak wyrzucony papierek na ulicę.
Konający chłopiec trafił na oddział intensywnej terapii. Miał poparzoną całą twarz, tułów, ręce i nogi. Lekarze stwierdzili także nieleczone złamania obu rąk i nóg, które ich zdaniem mogły powstać nawet miesiąc wcześniej.
Śledczy od razu ustalili, że za cierpienie Kamilka odpowiada Dawid B., czyli jego ojczym. Mężczyzna przyznał się, że oblewał dziecko wrzątkiem, przypalał o piec węglowy, bił go i kopał po całym ciele.
- W toku śledztwa ustalono, że podejrzany miał pretensje, co do zachowania tego chłopca. Takiej sprawy, od kiedy jestem rzecznikiem, prokuratura jeszcze nie prowadziła – mówi Tomasz Ozimek, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.
Dawid B. usłyszał zarzut znęcania się ze szczególnym okrucieństwem oraz zarzut usiłowania zabójstwa.
Częstochowa. Pobity chłopiec walczy o życie
Dawid B. już wcześniej był wielokrotnie karany m.in. za kradzieże i rozboje. Zatrzymana została również biologiczna matka 8-latka - Magdalena B. Kobieta miała przyglądać się, jak jej partner katował dziecko. Przed prokuraturą zeznała, że nie udzieliła pomocy dziecku, ponieważ bała się swojego męża.
- Znamy dobrze Dawida. Był nadpobudliwy, ale ona była zaślepiona, zakochana w nim. Na pewno mu pozwalała na wiele, ale się nie bała go. Czworo ludzi w domu i nikt nie reagował? Oni żyli w takim kręgu, nikt nic nie mówił – opowiada sąsiadka rodziny.
Poza Kamilem, Magdalena B. miała piątkę innych dzieci, w tym dwoje z Dawidem B. Wszyscy razem mieszkali z siostrą pani Magdaleny, jej mężem oraz dwójką ich dzieci. Łącznie dwanaście osób w niewielkim dwupokojowym mieszkaniu.
- Ta rodzina była objęta wsparciem pracownika socjalnego od marca 2021 roku. Było tam na tyle dużo problemów, że pracownik socjalny uznał, że najwłaściwsze będzie dla tych dzieci, aby znalazły się w pieczy zastępczej. Wniosek został złożony do sądu – podkreśla Olga Dargiel z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Częstochowie.
Dlaczego zatem dzieci pozostały w rodzinie? - Sąd w oparciu o wywiad kuratora uznał, że nie ma podstaw do odebrania dzieci i umieszczenia ich w rodzinie zastępczej – stwierdza sędzia Dominik Bogacz, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Częstochowie. I dodaje: - Kurator co miesiąc sporządzał sprawozdanie ze swoich wizyt. Nie było w nich w ogóle mowy o przemocy wobec dzieci, ani o problemach z alkoholem. Rodzina miała trudną sytuację finansową, ale to nie jest podstawą do odebrania dzieci.
Okazuje się, że kilka lat wcześniej pracownicy MOPS-u również prosili o przekazanie dzieci do rodziny zastępczej. - W 2020 roku sąd podjął taką samą decyzję. Stwierdził brak podstaw do zmiany zarządzeń opiekuńczych – mówi sędzia Bogacz. I dodaje: - W ocenie sądu nie dało się tej sytuacji przewidzieć.
"To była kochająca rodzina"
Kamil przez ostatni miesiąc chodził do szkoły specjalnej w Częstochowie. Pedagodzy doskonale znali matkę Kamila, ponieważ część jej starszych dzieci również się tam uczyła. - To była kochająca rodzina, wielodzietna, nie radząca sobie w życiu codziennym, ale nie było żadnych problemów z alkoholem czy przemocą. Sytuacja zmieniła się, gdy pojawił się w ich życiu nowy partner pani Magdaleny – mówi Agnieszka Cupiał, dyrektorka Zespołu Szkół Specjalnych nr 28 w Częstochowie.
- Tutaj jest szczególna opieka, nie da się czegoś nie zauważyć. Koledzy bardzo dobrze go przyjęli, opiekowali się nim. Kamil był najmłodszy w grupie. Był bardzo ruchliwy, dynamiczny – dodaje Agnieszka Makówka, wychowawczyni Kamila.
9 marca pedagodzy zauważyli, że Kamila boli ręka. - Mama złożyła nam oświadczenie, że to był wypadek. Kamil miał potknąć się i przewrócić. Z mamą byłam w codziennych kontaktach, także z opiekunką socjalną. Nic nie wskazywało, że tam mogło być coś złego – dodaje pani Agnieszka.
Kamil nadal przebywa w szpitalu w stanie śpiączki farmakologicznej. Jego stan jest ciężki, ale stabilny. Przeszedł już kilka operacji ratujących życie, wkrótce czekają go kolejne. W szpitalu spędzi jeszcze kilka tygodni.
- Nie mogę sobie poradzić ze swoimi emocjami po tym zdarzeniu. Bardzo mocno zżywamy się z naszymi dziećmi. Nie przypuszczałam, że może dojść do takiej tragedii – przyznaje wychowawczyni Kamila.
Cały reportaż można obejrzeć na stronie programu Uwaga! TVN.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Cztery uczennice wdały się w bójkę. Rówieśnicy wspierali walkę
- Kolejni uczniowie gnębieni przez rówieśników. "Mój syn o mało nie został zakatowany"
- Ojciec pokazał w sieci, jak przydusza dziecko. Babcia 7-latka: "Widocznie widzowie tego oczekiwali"
Autor: KL
Źródło: Uwaga TVN
Źródło zdjęcia głównego: Dzień Dobry TVN