- Rodzina z Kutna straciła dwóch synów w wyniku zatrucia czadem w Wigilię 2024 roku.
- Małżeństwo przeżyło, ich najmłodszy synek ocalał, a dziś ostrzegają innych przed tlenkiem węgla.
- Lekarze walczyli o życie pani Małgorzaty przez trzy miesiące – przeszła ciężkie zatrucie i niewydolność oddechową.
Tragiczna Wigilia w Kutnie. Rodzice stracili dwóch synów przez tlenek węgla
Dramat rozegrał się nocą 23 grudnia 2024 roku w nowym domu państwa Małgorzaty i Piotra. Gdy rodzina spała, piec gazowy zaczął pracować nieprawidłowo, wypełniając pomieszczenia śmiertelnym tlenkiem węgla. O poranku, w Wigilię, wszyscy byli już nieprzytomni. To siostra pani Małgorzaty, zaniepokojona brakiem kontaktu, wezwała służby ratunkowe. Stężenie czadu było tak wysokie, że wejście bez aparatów ochronnych groziło śmiercią. Na miejscu odnaleziono pięć osób – dwoje dorosłych, dwóch chłopców w wieku 9 i 12 lat oraz niemowlę. - Nic nie wskazywało na to, że dzieje się coś złego. Żona wspomniała, że czuje się zmęczona, ale to był chyba jedyny objaw tego, co się wydarzyło - mówił pan Piotr podczas konferencji prasowej w szpitalu im. Kopernika w Łodzi.
- Nie pamiętam nawet tego, jak kładłem się spać, jak zakładałem piżamę - dodał.
Starszych synów nie udało się uratować. Pan Piotr i pani Małgorzata trafili do dwóch różnych szpitali, ich życie wisiało na włosku. Najmłodszy syn Stefan, dziś dziesięciomiesięczny, cudem przeżył. Matka przez trzy miesiące walczyła o życie w szpitalu w Łodzi.
Leczenie po zatruciu czadem. Dramatyczna walka o życie
Leczenie pani Małgorzaty trwało tygodniami. Po długiej walce, dziś wróciła do życia i pracy, choć rana po stracie dwóch synów nie zabliźni się nigdy. Małżeństwo zdecydowało się publicznie zaapelować o montowanie czujników czadu w każdym domu, by ich tragedia nie poszła na marne.
- Straciliśmy dwóch synów - mówiła pani Małgorzata, ledwo powstrzymując łzy.
- Trudno nam do tego wracać, staramy się tego nie robić. Powiem wprost, to jest ciągła walka, jesteśmy pod opieką psychologów - dodał jej mąż
Dr Bogusław Sobolewski ze szpitala im. Kopernika, gdzie leczona była kobieta, podkreślił, jak poważny był jej stan. - Leczenie było długotrwałe i skomplikowane, związane z niedotlenieniem głowy, zatruciem tlenkiem węgla, niewydolnością oddechową i zmianami zapalnymi w płucach. Pacjentka była nieprzytomna przez pewien czas, co jest typowe dla zatrucia karboksyhemoglobiną, prowadzącego do obrzęku mózgu, niewydolności oddechowej i krążenia.
Dziś pani Małgorzata wróciła do normalnego życia, ale razem z mężem i najmłodszym synkiem codziennie mierzą się z bolesną pustką. Ich apel jest prosty – nie czekajmy, aż tragedia zapuka do naszych drzwi. Kupmy czujnik czadu.
Więcej informacji z kraju i ze świata znajdziesz na tvn24.pl.
Zobacz także:
- Śmierć po zjedzeniu galarety z targowiska. Małżeństwo skazane
- Ponad setka dzieci źle się poczuła po zjedzeniu szkolnego obiadu. W daniu znaleziono martwego węża
- Wypadek szkolnego busa. Do szpitala trafiło czworo dzieci i ich opiekunka
Autor: Oskar Netkowski
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24