Kto ma rację?
Mobbing i znaczne zaległości w wypłatach – takie zarzuty spowodowały, że współwłaściciele jednej z mazowieckich firm odwołali prezesa. Ten, w obecności armii ochroniarzy "odbił" zakład i zwolnił tych, którzy go odwołali. Zarzuca im, że buntują przeciwko niemu pracowników. Kto ma rację?
Pan Marcin od dwóch miesięcy jest bezrobotny. Przez 22 lata pracował w spółce Mazowianka produkującej sprężyny. Dwa miesiące temu został nagle zwolniony.
- Karierę w tej firmie zaczynałem od zwykłego szeregowego pracownika. I sukcesywnie miałem coraz wyższe stanowiska – brygadzisty, kierownik zmiany i na końcu pracowałem, jako kierownik zakładu – mówi Marcin Pastuszka.
Dlaczego mężczyzna dostał wypowiedzenie? - Sformułowano to tak; utrata zaufania i działanie na szkodę firmy – przywołuje pan Marcin.
Udziałowcy zakładu, wśród których jest pan Marcin, na początku lipca odwołali prezesa spółki. Podczas walnego zgromadzenia wybrano nowego prezesa spółki – została nim wieloletnia pracownica i dyrektor handlowa zakładu - Irmina Sochańska. Kobieta jednak nie urzęduje w zakładzie.
- Były prezes stwierdził, że odwołaliśmy go niezgodnie z prawem. Po tygodniu zostałam wypędzona z pracy– mówi Irmina Sochańska.
"Nie było pieniędzy na pensje"
Zarzuty udziałowców spółki wobec wieloletniego szefa firmy są bardzo poważne, dotyczą między innymi malwersacji finansowych i działania na szkodę spółki.
- [Prezes] ciągle twierdził, że nie ma pieniędzy. Widzieliśmy, że jest sprzedaż, że są zamówienia, a nie było dla nas na pensje. Wiedzieliśmy, że coś się dzieje nie tak, po czym uzyskałam dostęp do konta bankowego i widać było, że pieniądze wypływają na konta, na które nie powinny wypływać. Dlatego tych pieniędzy nie było w firmie – wskazuje Sochańska.
Udziałowcy zarzucają również prezesowi niewłaściwe traktowanie pracowników. - Nie szanował ludzi, wyzywał nas, wyzywał ludzi pracujących na produkcji, bez których ta firma nie istnieje – wskazuje pani Irmina.
Nagranie
- Puszczę nagranie, jak wyglądały nasze codzienne narady produkcyjne – mówi pan Marcin. "To już nie jest załoga. To jest zlepek nierobów, którzy coś się tu nauczyli i udają, że są święte krowy. Kombinatorzy, złodzieje, oszuści i leniuchy. Niepełnosprawnych zbierają na kupki do śmieci, nie?", słyszymy na nagraniu.
- Jest kilka osób, które mają orzeczenia o niepełnosprawności i pracują razem z nami. I to są uwagi kierowane pod ich adresem – wyjaśnia Pastuszka.
"Od następnego miesiąca wprowadzamy akord. Wypowiedzenia wszystkim na koniec miesiąca, do widzenia. Przyjmuje nowe warunki albo nie. I won! K…, śmieszne", słyszymy w dalszej części nagrania.
"Zakład to ludzie"
Mimo tak poważnych zarzutów i decyzji współwłaścicieli spółki odwołany prezes nie tylko nie opuścił swojego biura, ale wręcz uczynił z zakładu twierdzę. Zwolnił z pracy tych, którzy go odwołali. Brama jest zamknięta na łańcuch. Przygotowano też drut kolczasty do wzmocnienia ogrodzenia.
- Ten zakład to nie są tylko mury, maszyny, tylko przede wszystkim ludzie – mówi pan Marcin. Chcieliśmy spotkać się z prezesem. Zgodził się, zaznaczając, że obecny będzie również jego mecenas. - Ci ludzie szaleją, głupieją, nie mają racji i bawią się już. Bo już nie wiedzą, co robić – oświadczył przez telefon.
Z kolei na spotkaniu przekonywał: - Oceniam siebie, tak jak mówią moi pracownicy, a przynajmniej większość… jak chciałem iść na emeryturę, to mi powiedzieli, że beze mnie nie ma tej firmy – mówi Andrzej Matuszczak.
Reporter, w świetle nagrań zapytał mężczyznę, czy szanuje załogę. - Nie powiem, że nie szanuję załogi. Szanuję – oświadczył. Reporter pokazał tekstowy zapis nagrania, które wcześniej puszczał nam pan Marcin. - To na pewno nie są moje słowa, w ogóle takich słów nie używam – stwierdził Matuszczak. Reporter puścił prezesowi nagranie.
- To jest mój głos. Może powiedziałem to gdzieś w jakiejś ostrej rozmowie. Może były takie słowa, jeśli coś takiego powiedziałem to bardzo przepraszam – oświadczył Matuszczak. I dodał: - Trzeba było niektórym ludziom to powiedzieć. Ostro. Żeby zrozumieli, czego chcemy, gdzie dążymy, jaki mamy osiągnąć cel. Jeszcze raz przepraszam.
Na razie w zakładzie panuje patowa sytuacja. Sąd postanowił, że do czasu rozstrzygnięcia, czy prezes został odwołany prawidłowo może on pozostać na stanowisku. Kiedy zapadnie decyzja w tej sprawie, nie wiadomo. Do firmy wkroczyła prokuratura, która zabezpieczyła dokumenty i komputery.
- Uważam, że prezes z racji tego, że przepracował już swoje lata, jest już od ładnych kilku lat na emeryturze, to niechby był pełnym tego słowa – emerytem. Niech sobie odpocznie, skoro już tyle lat przepracował i pozwoli pracować innym. Ale najwyraźniej są jakieś inne argumenty, które go zatrzymują. Finansowe. Wynagrodzenie jest w kwocie ponad 70 tys. brutto miesięcznie, a firmy na dobrą sprawę na to nie stać. Coś chyba tutaj nie gra – uważa Marcin Pastuszka.
Reporter zapytał prezesa, czy honorowo ustąpi?
- Na pewno nie ustąpię i będę walczył z załogą po to, żeby to funkcjonowało - mówi Matuszczak.
A jeżeli sąd orzeknie, że prezes nie powinien być już na tym stanowisku?
- No to nie będę. Trudno. Będą musieli pracować sami, zobaczymy, co wypracują.
- Doszliśmy do wniosku, że będziemy próbowali ponownie zwołać kolejne zgromadzenie wspólników i odwołać pana Matuszczaka z funkcji prezesa, zgodnie ze wszystkimi procedurami – zapowiada Marcin Pastuszka.
- Nie poddamy się, będziemy chcieli konsekwentnie usunąć pana prezesa ze stanowiska – dodaje Irmina Sochańska.
Zobacz także:
- Warzywa i owoce podrożeją przez deszczową pogodę. Sprawdź, które najbardziej
- Trzecia dawka szczepionki - dla kogo dostępna? Okazuje się, że część chętnych nie może jej otrzymać
- Trwa protest ratowników medycznych. "Trzeba skończyć z patologią, która jest w Polsce"
Autor: Ewa Podleśna-Ślusarczyk
Źródło: Uwaga! TVN