Robią wszystko, by ratować porwane dzieci. "Matki, żeby dotrzeć do nich, pokonują 3,5 tys. km"

Źródło: Dzień Dobry TVN
Na ratunek ukraińskim dzieciom
Na ratunek ukraińskim dzieciom
Na ratunek ukraińskim dzieciom
Na ratunek ukraińskim dzieciom
Po agresji Rosji tysiące ukraińskich dzieci znalazło się za linią frontu. Okupant umieścił je w specjalnych, strzeżonych obozach. Są zmuszane do nauki w języku rosyjskim, a wkrótce mogą być oddane do adopcji przez rosyjskie rodziny i pod zmienionymi nazwiskami wywiezione w głąb kraju agresorów. W jaki sposób ukraińskim rodzicom udaje się odzyskać pociechy? Sprawą zainteresował się dziennikarz "Superwizjera" Bertold Kittel.

Superwizjer - na ratunek ukraińskim dzieciom

Wolontariusze organizacji Save Ukraine prowadzą dramatyczny wyścig z czasem i wspólnie z rodzicami szukają i wywożą z Rosji ukraińskie dzieci. - Rosja ma konkretną strategię - zniszczenie tożsamości ukraińskiej. Deportacja i wymuszony pobyt na terytorium Rosji - za te przestępstwa odpowiedzą nie tylko Putin i Marija Lwowa-Biełowa (rosyjska Rzeczniczka Praw Dziecka - przyp. red.), ale także wszyscy Rosjanie, którzy podejmowali decyzje, albo byli zaangażowani w te przestępstwa - powiedział Mykoła Kułeba - szef Save Ukraine, wcześniej ukraiński Rzecznik Praw Dzieci.

Okupanci szybko zdali sobie sprawę, że wielu Ukraińców nienawidzi ich za zbrodnie, których dopuszczają się w Ukrainie. Wiedzieli, że aby rusyfikować dzieci, muszą odebrać je rodzinom. Szybko zaczęli więc zachęcać rodziców do wysyłania pociech na kolonie w ośrodkach wypoczynkowych m.in. na okupowanym Krymie. Dla wielu matek i ojców pozbawionych środków do życia była to atrakcyjna oferta.

- Napisała do nas nauczycielka, że istnieje możliwość wysłania dzieci na kolonie. Wszyscy odpisali i pytali, ile ma to kosztować, jak to ma wyglądać. Nikt nas nie zmuszał. Od nas z Chersonia wyjechało 2 tys. osób - wyjaśniła Natalia Rakk - mama dwóch dziewczynek.

Rosjanie nie zamierzali oddać dzieci. - Kiedy po dwóch tygodniach nie wróciły, poszliśmy do szkoły. Powiedzieli: "piszcie podanie, to wam je oddadzą" - dodała Natalia. Tak też zrobiła, ale otrzymała odpowiedź, że córki do niej nie wrócą, ponieważ Chersoń jest bombardowany.

Dzieci z Chersonia przetrzymywane na okupowanym Krymie

Sprawą dzieci z Chersonia, które są przetrzymywane od kilkunastu miesięcy w obozie utworzonym na okupowanym przez agresorów Krymie zainteresował się dziennikarz programu "Superwizjer" Bertold Kittel. - One nie mają jak stamtąd uciec. To jest miejsce, które z pozoru jest niedaleko od ich domu, bo chyba 300 km, ale oddzielone jest linią frontu. Nie da się przejść, nie da się przepłynąć rzeki do Chersonia, nie da się po prostu wrócić. Matki, żeby dotrzeć do dzieci, pokonują 3,5 tys. km okrężną drogą.

Dziennikarz dodał także, że organizacja takiej podróży nie jest łatwa z kliku powodów. Po pierwsze, trzeba pokonać wszystkie bariery związane z biurokracją. Po drugie, należy przekroczyć granicę z Białorusią i Rosją, co w obecnej sytuacji jest problematyczne dla ukraińskich rodziców. I po trzecie, z taką wyprawą wiążą się duże wydatki. - Wszystko kosztuje fortunę - stwierdził Bertold Kittel.

Cały reportaż Superwizjera zostanie wyemitowany w niedzielę, 7 maja o 22:35 na antenie TVN.

Nie oglądałeś Dzień Dobry TVN na antenie? Pełne odcinki oraz Dzień Dobry TVN Extra znajdziesz na platformie Player.pl.

Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.

Zobacz także:

  • 30 lat doświadczenia
  • Od 2014 roku z misją w Ukrainie, z biurem pomocowym w Kijowie
  • Opiera się na 4 zasadach: humanitaryzmu, bezstronności, neutralności i niezależności
  • Regularnie publikuje raporty finansowe ze swoich działań

Autor: Izabela Dorf

Źródło zdjęcia głównego: Dzień Dobry TVN

podziel się:

Pozostałe wiadomości