Polak na zagranicznych wakacjach, czyli jak nas widzą. "Włączamy pauzę i przenosimy się do innej bajki"

wakacje, morze, plaża
dongpung/Pixabay
Przed nami lato i wakacje. Planujemy urlopy, zastanawiamy się, gdzie je spędzić. W ubiegłym roku za sprawą pandemii większość z nas wypoczywała w Polsce. Teraz, gdy poluzowano restrykcje i podróżowanie staje się łatwiejsze, chętnie wybierzemy się na zagraniczne wczasy. Jak się na nich zachowujemy? Jakie błędy popełniamy? O tym w rozmowie z serwisem dziendobry.tvn.pl opowiada Justyna Dżbik-Kluge, autorka książki „Polacy last minute. Sekrety pilotów wycieczek”.

Jaki portret naszych rodaków wyłania się z opowieści pilotów wycieczek? Czy Polak-turysta za granicą bardzo różni się od Polaka w kraju?

Justyna Dżbik- Kluge, autorka książki „Polacy last minute. Sekrety pilotów wycieczek”: - Myślę, że to jest ten sam Polak, tylko trochę na więcej sobie pozwala. Bo wszystkim nam, kiedy jedziemy na wczasy zorganizowane czy na indywidualnie, niekiedy za duże pieniądze, wydaje się, że wyjeżdżamy do innej rzeczywistości, wręcz do bajki. Włączamy pauzę i przenosimy się do innej świadomości. Zachowujemy się nieco bardziej swobodnie i pozwalamy sobie na więcej.

Dowiadujemy się też więcej o sobie i swoich bliskich. Mówi się przecież, że ludzie się rozwodzą po wyjazdach: siedzisz 14 dni w hotelu z mężem i myślisz: „Jezu, ja naprawdę za niego wyszłam?” Albo z żoną, która gdera ci cały czas nad uchem. Jestem daleka od uogólnień, bo nie chciałabym stereotypów podgrzewać, niemniej Polacy na wyjazdach zorganizowanych zachowują się różnie, niekoniecznie elegancko.

Jakie zatem są nasze największe „grzechy” wyjazdowe?

- Po pierwsze jesteśmy roszczeniowi: „Dlaczego mam brzydki pokój? Dlaczego ktoś inny ma klimatyzację, a u nas nie działa? To niech pan też im wyłączy” - to są autentyczne słowa z opowieści jednego z pilotów. Albo: „Dlaczego Niemcy mają lepszy pokój?”. Trudno nam zrozumieć, że po prostu niemieckie biuro wykupiło w hotelu lepsze, droższe miejsca.

Z tym roszczeniem jest związane też nasze słynne wynoszenie jedzenia z restauracji, na zasadzie: zapłaciłem, to mi się należy. Jeden z bohaterów książki mówi że na świecie tylko po polsku widział napisy „prosimy nie wynosić jedzenia”.

Po trzecie, nie bardzo sobie radzimy z językami obcymi, stąd to słynne już „ol eksjuzmi”, przekręcamy nazwy miejscowości, wstydzimy się, że nie znamy angielskiego, ale czy coś z tym robimy? Niekoniecznie.

Co też jest smutne – zachowujemy się rasistowsko i bez poszanowania dla innych kultur i narodów. Polak mówi w krajach arabskich „ciapaty” czy „czarny”. „Czemu on jest taki brudny?” –pada pytanie do przewodnika o mieszkańca Indii. Mieszkasz w domu u Gruzinów i rezydentka zwraca uwagę, że to jest religijny dom i ludzie są bardziej tradycyjni, a dziewczyny mimo to pomykają w szortach i gospodyni pyta, dlaczego ta turystka chodzi prawie nago.

Kolejna rzecz - dla mnie dosyć zabawna cecha – omijamy system. Nie czekamy w kolejkach. Jak się nam powie, że nie można wwozić kiełbasy do USA, to zawsze się znajdzie jakiś pan, który na lotnisku w Nowym Jorku wyjmie ją z torby i powie: "aha, a mnie się udało!". Z kilkudziesięciu rozmów przeprowadzonych z pilotami wycieczek, przewodnikami i rezydentami wynika, że te błędy są powtarzane, to nie są jednostkowe przypadki. Potwierdzają to też sami polscy turyści, którzy nie chcą jeździć ze swoimi rodakami.

Są też jednak i tacy, którzy lubią spędzać czas w swojskim gronie, w otoczeniu ludzi, którzy mówią tym samy językiem i lubią to samo jedzenie. Stąd swego czasu popularne były tzw. strefy polskie. To dobry pomysł?

- Nie bez powodu biuro, które je organizowało, po jakimś czasie z tego zrezygnowało, bo było krytykowane. Branża turystyczna bardzo się podzieliła w tej kwestii. Jeden z bohaterów mówił mi, że każdy ma prawo odpoczywać tak, jak chce. Jeśli ktoś chce mieć na zagranicznym wyjeździe schabowego, to niech ma. Czy musimy to oceniać? Ja bym się pewnie do strefy polskiej nie wybrała, bo nie po to jadę za granicę, ale nie oceniam pana, który tam pojechał, bo nie zna angielskiego i chciał sobie obejrzeć „Kilera” wieczorem. Jego wybór, dopóki nie szkodzi nikomu.

Niemniej nie brakowało komentarzy, że wprowadzenie polskich stref w Grecji czy Chorwacji, w których obsługa mówi po polsku, na obiad mamy schabowego, a wieczorem oglądamy „Samych swoich”, było zaprzeczeniem idei podróżowania. Po to jedziemy by poznać inną kulturę, innych ludzi. Tu chodziło o coś z goła innego.

Oddajmy jednak sprawiedliwość, że nie tylko Polacy nie są idealni na wakacjach za granicą. Słynne są opowieści o pijanych brytyjskich nastolatkach, którzy robią całonocne imprezy przy hotelowym basenie, głośnych włoskich rodzinach czy hałaśliwych Niemcach i Rosjanach. Dlaczego akurat my cieszymy się złą sławą?

- W książce piszę też o zachowaniach turystów z innych krajów. Chcę jednak zaznaczyć, że nie chodzi mi o podsycanie niechęci do nas samych. Uważam jednak, że każdy z nas może się zastanowić nad tym, czy aby nie za bardzo wyłącza mu się myślenie i czy nie traktujemy pilotów i rezydentów jak służących. Moją intencją było, żeby właśnie to pokazać.

Chodziło mi też o to, żeby każdy z nas się zastanowił, czy chociaż raz nie zapytał pani pilotki na lotnisku, gdzie jest kosz na śmieci. To jest rzecz, która mnie poruszyła, bo w normalnych okolicznościach człowiek po prostu sam rozgląda się za tym koszem. Ale nie - jesteś na wyjeździe, ta pani jest za twoje pieniądze i dla ciebie, więc będziesz jej ze wszystkimi drobiazgami zawracać głowę. Oczywiście, jesteś na wczasach i masz prawo - pytanie, jakie są granice.

Jakich rad można udzielić komuś, kto udaje się z biurem podróży na zagraniczny wypoczynek? Jak się zachować? Na co zwracać uwagę?

- Ogólnie jest to kwestia kultury osobistej, jedni ją mają, inni nie. Przede wszystkim, jeśli jedziemy gdzieś, otwórzmy się na to miejsce. Nie zamykajmy się tylko wśród swoich znajomych, zobaczmy coś poza hotelem, poznajmy, poszerzmy swoje horyzonty. Po drugie uwrażliwiłabym turystów na tych, którzy są tam dla nich. Nie dzwońmy do rezydentki w środku nocy, żeby przywiozła smoczek dla płaczącego dziecka, bo i o takiej historii słyszałam. Po trzecie – miejmy realistyczne oczekiwania. Dlaczego się mówi, że po urlopie trzeba odpocząć? Bo jedziesz nastawiona, że wypoczniesz, a zaczyna się od opóźnienia samolotu, przeładowanego hotelu czy hałaśliwego sąsiada w pokoju obok, więc poziom zdenerwowania podnosi ci się momentalnie. Zatem – może troszkę więcej dystansu i od razu będzie przyjemniej.

"Książka na dzień dobry"

Czytanie rozwija wyobraźnię, pozwala nam na chwilę zapomnieć o otaczającej rzeczywistości, stać się kimś innym, przenieść w odległe epoki i nieznane regiony. To dla wielu osób ulubiony i najprzyjemniejszy sposób spędzania czasu. Niektórzy nie wyobrażają sobie dnia bez przeczytania choćby kilku stron.

Na rynku wydawniczym codziennie pojawia się mnóstwo nowych książek. Które warto czytać? Po jakie tytuły sięgnąć? Do których lektur z sentymentem wrócić po latach? Na których autorów zwrócić uwagę? Rozmowy z pisarzami - o książkach i nie tylko - pojawiać się będą na stronie Dzień Dobry TVN w każdą sobotę. Autorką cyklu "Książka na dzień dobry" jest Luiza Bebłot.

Wakacje 2021 – gdzie wymagane będą testy na COVID-19? Opowiedział Maciej Nykiel, ekspert rynku turystycznego. Zobacz wideo:

Dzień Dobry TVN

Zobacz też:

Książka na dzień dobry: "Najtrudniej jest spotkać Lilit. Opowieści chasydzkich kobiet"

Książka to nie tylko papier. Krystyna Kofta: "Wydawanie w wersji elektronicznej jest ekonomiczne i ekologiczne"

Książka na dzień dobry. Marie Kondo - mistrzyni sprzątania - radzi, jak czerpać radość z pracy

Autor: Luiza Bebłot

podziel się:

Pozostałe wiadomości