Pod koniec marca 2020 r. małżeństwo żeglarzy wypłynęło jachtem z Kapsztadu. Niestety z powodu koronawirusa i zamkniętych granic, nie mogli schodzić na ląd. Po 55 dniach szczęśliwie dopłynęli do portu w Gdańsku. - To były wspaniałe dwa miesiące - stwierdzili.
Morska ucieczka
Ich ucieczkę przed epidemią podziwiał cały żeglarski świat. Kiedy wybuchła epidemia koronawirusa, Hanna Leniec-Koper i Mariusz Koper zdecydowali się polecieć do Kapsztadu, żeby zaopiekować się jachtem, który został tam po jednej z podróży. Sytuacja w RPA była niepewna, a na ulicach pojawiało się wojsko.
Podjęliśmy decyzję, że musimy Kapsztad opuścić
- tłumaczy kobieta.
Żeby przygotować się do rejsu, mieli zaledwie dwa dni. Ale jak mówi Hanna Leniec-Koper, to była droga do wolności.
Nie wiedzieliśmy dokąd płyniemy na początku. Nie wiedzieliśmy, który port może nas przyjąć
- dodaje Mariusz Koper.
Porty zamykały się na żeglarzy, dlatego postanowili bez żadnego przystanku popłynąć prosto do Gdańska. Czekało ich prawie 16 tysięcy kilometrów do przebycia i 55 dni na morzu.
Wyposażeni w zapasy jedzenia i picia, 26 marca 2020 r. wypłynęli z Kapsztadu. Nie ukrywają, że towarzyszyły im niepewność i lęk. Wyruszali w nieznane. Kapitan Mariusz Koper przyznaje, że bali się też zachorowania na koronawirusa. Jak wiadomo, objawy mogą pojawić się nawet po dwóch, trzech tygodniach, a na morzu nie mieliby szansy spotkania się z lekarzem. Na szczęście wszystko przebiegło pomyślnie i po ośmiu tygodniach, w środę, 20 maja, jacht Katharsis II wpłynął do gdańskiego portu.
To były wspaniałe dwa miesiące. Gdzie tak naprawdę z trudnej sytuacji, z całej niepewności i lęku (...) wyszedł wspaniały, niezwykły dla nas czas