Tomasz Terlikowski po obejrzeniu filmu Sekielskich: "Dlaczego broniono sprawców?"

Tomasz Terlikowski o filmie Sekielskich
Fot. Jan Kucharzyk/East News
Film braci Sekielskich "Tylko nie mów nikomu" o pedofilii w polskim Kościele, który miał premierę 11 maja, wywołał wielkie poruszenie. Film ma ponad 7 milionów odsłon na YouTube'ie a na jego temat wypowiadają się przedstawiciele Kościoła, politycy i publicyści. jednym z nich jest znany katolicki dziennikarz Tomasz Terlikowski.

Tomasz Terlikowski nie kryje, że obejrzenie filmu było dla niego trudnym doświadczeniem.

Obejrzałem film Sekielskiego do końca. Nie jest to proste doświadczenie. Te historie, choć tak różne, układają się w przerażający schemat. Głos ofiar to najmocniejszy element tego filmu. Głos, którego nie można, nie wolno nie usłyszeć. On brzmi w uszach na długo po obejrzeniu filmu. I pytania, których nie wolno nie zadawać: dlaczego broniono sprawców? Dlaczego nie rozliczono? Dlaczego przenoszono z parafii na parafię i z diecezji do diecezji? Dlaczego mimo wiedzy nie wyciągano konsekwencji? Gdzie była wówczas troska o wiernych? Kto za to odpowiada?

- napisał publicysta na swoim profilu na Facebooku. Pytania o odpowiedzialność sprawców, a zwłaszcza o proceder przenoszenia ich do kolejnych parafii, gdzie mogli krzywdzić kolejne dzieci, zadaje sobie od soboty wiele osób, które obejrzały film.

Zobacz także: "Tylko nie mów nikomu" – film Sekielskich o pedofilii w polskim Kościele online

Terlikowski nie jest bezkrytyczny wobec dokumentu Sekielskich.

Ale jest też element, który ten film „psuje”, nadaje mu niestety wydźwięk publicystyczny. To wskazanie winnego w postaci św. Jana Pawła II, to wywody prof. Stanisława Obirka. Owszem dość, jak na niego, ostrożne, umiarkowane, ale zupełnie niepotrzebnie upraszczające historię, nadające jej wymiar bieżącej publicystyki, odciągające od dramatu ofiar.

- zauważa Terlikowski. Jednak nawet te wskazane przezeń niedociągnięcia, które jego zdaniem "psują" film nie przekreślają jego wagi i znaczenia.

Nie, nie oznacza to, że z filmem nie trzeba się zmierzyć, że można go sobie odpuścić. Nie można. A do tego trzeba mieć świadomość, że ten film może i zapewne uruchomi proces ujawniania kolejnych ofiar, kolejnych historii, kolejnych sprawców. I to nie będzie element „spisku przeciwko Kościołowi”, ale normalny proces ujawniania trudnych historii, gdy ktoś zrobi to pierwszy.

- mocno stwierdza publicysta.

cały wpis można przeczytać na profilu dziennikarza na Facebooku.

Autor: Anna Kobyłka

podziel się:

Pozostałe wiadomości