Rodzice wierzą głęboko, że zarówno lekarze, jak i nauczyciele w szkole, zawsze będą stać na straży opiekunów dzieci i pomogą im w sytuacji zagrażającej życiu. Tym razem zawiedli wszyscy i pomimo próśb rodziców Pawła, nikt nie wziął na poważnie jego stanu zdrowia. - Czasami nazywa się to "syndromem Boga". Zabrakło pokory, słuchania mamy, która wie i wyczuwa stan swojego dziecka zwykle najlepiej - wyjaśnia mec. Jolanta Budzowska, adwokat rodziny Reków.
Objawy zerwania zastawki, odprowadzającej płyn mózgowo-rdzeniowy u 13-letniego Pawła, zlekceważyła najpierw wychowawczyni klasy, a potem dwukrotnie załoga karetki pogotowia. W karcie pacjenta lekarz wpisał, że chłopiec udaje nieprzytomnego. Trzy lata po tych tragicznych wydarzeniach ruszył proces lekarza oraz nauczycielki.
"13-letni Paweł umierał"
Historię Pawła i jego rodziców śledzimy w "Uwadze! TVN" od kilku lat. Przypominamy wcześniejszy reportaż.
Paweł Rek skończył 16 lat. Od dziecka miał wszczepioną w ciało zastawkę, odprowadzającą płyn mózgowo-rdzeniowy. Poza tym rozwijał się normalnie.
Trzy lata temu, podczas szkolnej wycieczki, zastawka zerwała się. Objawami zerwania są wymioty i ból głowy. Wychowawczyni poleciła koledze Pawła odprowadzić go do domu. Po drodze kolega wzywał pogotowie. Mimo iż matka Pawła mówiła lekarzowi o zastawce syna, ten zignorował objawy i odesłał ich do domu. Niedługo potem rodzice po raz kolejny wezwali pogotowie. Ten sam lekarz wpisał wówczas w kartę pacjenta, że chłopiec udaje nieprzytomnego. Gdy pod naciskiem rodziców zabrał chłopca do karetki, nie jechał do szpitala na sygnale.
- Pobiegłem po samochód, żeby jechać za karetką, ale oni jechali jak z przytomnym pacjentem do zwykłego badania. Zatrzymywaliśmy się na światłach, staliśmy w korkach. Byłem cały w nerwach, bo widziałem, w jakim stanie jest syn. Dziś z perspektywy czasu wiem, że lekarz nie był świadomy swoich decyzji – uważa Marcin Rek, ojciec Pawła.
Z zeznań medyka wynika, że zdiagnozował stan Pawła jako zwykłą niestrawność. Mimo że matka mówiła mu o zastawce, a Paweł tracił przytomność, lekarz uznał, że chłopiec udaje.
- Moja osobista opinia, dlaczego doszło do tej sytuacji, jest taka, że lekarz nadmiernie wierzył we własną wiedzę i umiejętności. Czasami nazywa się to "syndromem Boga". Zabrakło pokory, słuchania mamy, która wie i wyczuwa stan swojego dziecka zwykle najlepiej. Zabrakło też tego, że lekarz nie wziął pod uwagę scenariusza niebezpiecznego dla dziecka i zaryzykował diagnozę, która przyniosła dla niego największe zagrożenie – podkreśla mec. Jolanta Budzowska, adwokat rodziny Reków.
W 2019 roku zarówno lekarz pogotowia, który zlekceważył stan chłopca, jak i nauczycielka, która nie powiadomiła rodziców, że chłopiec źle się czuje i odesłała go bez opieki osoby dorosłej do domu, usłyszeli zarzuty. Po dwóch latach oczekiwania ruszyła sprawa sądowa.
Nauczycielka, która nie zadzwoniła do rodziców chłopca, gdy źle się poczuł, została oskarżona o nieumyślne działanie. W przypadku lekarza w akcie oskarżenia padają słowa, że "działał w wyniku z góry powziętego zamiaru". Oznacza to, że prokuratura uznała, że lekarz miał świadomość konsekwencji swoich działań i godził się z nimi.
- Na kolejnej rozprawie oskarżony będzie odpowiadał na pytania sądu i swojego obrońcy. Odmówił odpowiedzi na pytania rodziców dziecka i prokuratora – mówi mec. Jolanta Budzowska.
Lekarz nigdy nie skontaktował się z rodzicami Pawła. Zarówno jemu, jak i nauczycielce grozi do pięciu lat więzienia. Oboje nie przyznają się do winy. Izba Lekarska nie chce podać szczegółowych informacji. Jak udało nam się ustalić, lekarz wciąż pracuje w zawodzie.
- Oczekuję takiego wyroku, który nie pozwoliłby już temu panu zaistnieć w zawodzie. Żeby komuś innemu nie zdarzyła się taka sytuacja jak Pawłowi. Moim zdaniem, on nie powinien być już lekarzem – uważa Zbigniew Rek, dziadek Pawła.
- Przychodzą takie dni, że dużo myślę. Jak widzę jego kolegów, to zastanawiam się, co Paweł by teraz robił. Może jeździłby rowerem do parku. Jest duży żal, ale musimy to zaakceptować. W przeciwnym razie będziemy stać w miejscu – dodaje Lucyna Rek, matka Pawła.
O czym dziś marzy rodzina Reków?
- Marzymy o tym, żeby Paweł mógł wstać i pójść z nami normalnie na spacer do parku, pojeździć sobie na rowerze, pobawić z kolegami. Takim minimum jest to, żeby Paweł się odezwał i nam coś powiedział – wskazuje ojciec Pawła.