To już dzisiaj! "Pewnego razu... w Hollywood" Quentina Tarantino wchodzi do kin

Od dziś w polskich kinach wyświetlany jest najnowszy film Quentina Tarantino "Pewnego razu… w Hollywood" ("Once Upon a Time… in Hollywood"), jedna z najgorętszych premier tego lata, a może nawet roku! Nie tylko dlatego, że w tej wysoko ocenianej światowej produkcji zagrał nasz rodak, Rafał Zawierucha. To "kino Tarantino" na najwyższym poziomie!

Akcja "Pewnego razu… w Hollywood" ("Once Upon a Time… in Hollywood") Quentina Tarantino rozgrywa się w 1969 r . Film opowiada o losach aktora serialowego Ricka Daltona (w tej roli Leonardo DiCaprio) oraz jego przyjaciela, kaskadera i asystenta Cliffa Bootha (Brad Pitt). Mężczyźni próbują odnaleźć się w Hollywood, które zmieniło się od czasu ich młodości. Marzą, by zaprzyjaźnić się z mieszkającymi w sąsiedztwie Sharon Tate (Margot Robbie) i Romanem Polańskim (Rafał Zawierucha). Światowa premiera filmu odbyła się 21 maja podczas 72. festiwalu w Cannes.

Rafał Zawierucha. Prosto z amerykańskiej premiery „Pewnego razu… w Hollywood”

Kino Quentina Tarantino

Kradnę z każdego pojedynczego filmu, jaki kiedykolwiek powstał. Kradnę ze wszystkiego. Wielcy artyści kradną, nie składają hołdów – wyznał w 1994 roku brytyjskiemu magazynowi "Empire" Quentin Tarantino.

Śmiałe wyznanie reżysera sprzed lat można uznać za klucz do zrozumienia jego artystycznej drogi. Kim bowiem jest Quentin Tarantino? Reżyserem, scenarzystą, aktorem, producentem... Wydaje się, że każdym po trochu. Bez wątpienia 25 lat po premierze "Pulp Fiction" – filmu, w którym nastąpiła eksplozja jego talentu, Tarantino jest marką samą w sobie. Każda jego następna produkcja na długo przed premierą ekscytuje media, krytyków i fanów. Można powiedzieć, że to żywy pomnik spełnienia tzw. amerykańskiego snu. Chłopak z wypożyczalni kaset wideo stał się jedną z najważniejszych postaci współczesnego kina. Jego historia ma również polskie akcenty.

"Kradnę z każdego pojedynczego filmu, jaki kiedykolwiek powstał. Kradnę ze wszystkiego. Wielcy artyści kradną, nie składają hołdów" – wyznał w 1994 roku brytyjskiemu magazynowi "Empire". Nieco może przerysowana, ale dosadna wypowiedź, bez wątpienia jest definicją jego artystycznej drogi. Reżyser czerpie inspiracje z wielu filmów i gatunków, które następnie reinterpretuje i przerabia. Nie sili się na odkrywcę ani moralizatora i nie uważa, że artysta powinien takim być. Na pytanie zadane w jednym z wywiadów, czy jego zdaniem kino ma jakieś moralne zobowiązania wobec widzów, odpowiedział, że na artyście nie ciąży obowiązek przekazywania prawd moralnych. Sztuka według Tarantino po prostu ma być prawdziwa.

Czerpanie z innych wzorców i pomysłów łączy Tarantino z innym wielkim samoukiem kina – Stanleyem Kubrickiem. Filmom obydwu reżyserów zarzuca się również epatowanie przemocą. Jest ona jednak inaczej uzasadniana. U Kubricka jest to psychologiczna analiza genezy przemocy, która ma miejsce we wnętrzu człowieka. Natomiast u Tarantino jest ona elementem tego, czym ma być sztuka, czyli prawdy. Za to zamiłowanie do przemocy na ekranie bywa mocno krytykowany. Bywa to niekiedy źródłem irytacji u reżysera. Udzielając wywiadu dla stacji "Channel 4" na pytanie dziennikarza, o związek między przemocą na ekranie a tą prawdziwą, zaczął wykrzykiwać: "Mówię ci, żebyś się zamknął! Nie będę o tym rozmawiać! Nie jestem twoją tresowaną małpą!". Autor "Pulp Fiction" zwykł mawiać w wywiadach, że nie ponosi odpowiedzialności za to, co widz zrobi po obejrzeniu jego filmu. Odpowiada natomiast za to, by stworzyć jak najbardziej wiarygodne postacie.

"Pewnego razu... w Hollywood" - kontrowersje wokół filmu

Kontrowersja jest chyba wpisana w artystyczny żywot Tarantino. Odnosząc się do jego najnowszego filmu "Pewnego razu... w Hollywood", w którym w roli Romana Polańskiego pojawia się polski aktor Rafał Zawierucha, Emmanuelle Seigner – aktorka i żona Polańskiego - zarzuciła reżyserowi chęć zarobku na tragedii jej męża. Zaznaczając, że nie krytykuje samego filmu dodała: "Jak można w taki sposób wykorzystać czyjeś tragiczne życie".

Sam Tarantino w Cannes podczas konferencji prasowej po premierze swojego najnowszego filmu nawiązywał do osoby polskiego reżysera. "Spotkałem go kilka razy. Jestem wielkim fanem jego dzieł, szczególnie +Dziecka Rosemary+. Bardzo mi się podoba” – powiedział amerykański twórca. Tarantino został skrytykowany również przez córkę legendarnego Bruce'a Lee, według której jest on pokazany w filmie jako arogant.

Podobnie jak wszystkie poprzednie filmy Tarantino, zapewne i "Pewnego razu... w Hollywood" odniesie sukces. Jason Gorber z serwisu "That Shelf" napisał o nim: "Historycznie wątpliwy, genialny tematycznie, mógłby wygrać Złotą Palmę lub zostać wygwizdany przez publiczność – a być może obie te rzeczy na raz. Wstrząsające, prowokujące, pełne czarnego humoru arcydzieło". Natomiast Peter Bradshaw z "The Guardian" odnalazł w filmie "morderczo-fikcyjne spojrzenie na sektę Mansona – szokujące, porywające, olśniewająco nakręcone".

>>>Tajemnice zbrodni Charlesa Mansona

Możliwe, że najnowsza produkcja będzie jednocześnie ostatnim filmem Quentina Tarantino, co zasugerował w wywiadzie dla magazynu "GQ Australia" sam reżyser: "Myślę, że jeśli chodzi o epickie filmy, doszedłem do końca drogi. Wciąż jestem kreatywny. Piszę książkę i małe scenariusze, ale jeśli chodzi o filmy, to myślę, że dałem z siebie już wszystko". Jest to jednak mało prawdopodobne, ponieważ "Pewnego razu... w Hollywood" to dziewiąty jego film. Nie jest to bez znaczenia, gdyż reżyser numeruje swoje filmy celowo. Wiele lat temu zapowiedział, że zamierza zrobić dziesięć filmów. W wywiadzie dla amerykańskiej witryny internetowej "Bloody Disgusting" wyznał: "Jeśli wpadłbym na niesamowitą horrorową historię, zekranizowałbym ją jako mój dziesiąty film. Kocham horrory, z chęcią zrobiłbym horror". W innych wywiadach sugerował pracę nad "Star Trekiem" i chęcią zrobienia trzeciej części "Kill Bill".

Rafał Zawierucha - nasz człowiek u Tarantino

Dostałem od Quentina Tarantino lekcję aktorskiej wolności – powiedział Rafał Zawierucha, który zagrał Romana Polańskiego w filmie "Pewnego razu... w Hollywood". 

Pytany o swój stosunek do Romana Polańskiego, Zawierucha przyznał, że reżyser od dawna "był dla niego wzorcem". "Zaczęło się, gdy Roman Polański zagrał Papkina w filmowej +Zemście+ Andrzeja Wajdy. Byłem wtedy w liceum i bardzo chciałem zagrać Papkina. To się spełniło. Później poznawałem jego kolejne dzieła jako student szkoły teatralnej. Po otrzymaniu informacji, że zagram Romana Polańskiego, wróciły do mnie wspomnienia tamtych czasów, kiedy poznawałem naszego mistrza. Oczywiście, nie spotkałem się z nim wtedy osobiście. Nie miałem możliwości z nim porozmawiać. Jego charakter i sposób życia poznawałem z wywiadów i z autobiograficznej książki +Roman+" – zaznaczył.

Odnosząc się do komentarzy, że Tarantino potraktował historię Sharon Tate w sposób odbiegający od faktów, aktor zaznaczył, że "+Pewnego razu… w Hollywood” nie jest historią Polańskiego i Tate". "To opowieść o Ricku i Cliffie, a w tym czasie w Hollywood żyła najwybitniejsza para - małżeństwo Sharon Tate i Roman Polański. Temu nie można zaprzeczyć. Oni są w Hollywood w najświetniejszym czasie swojego życia" – powiedział.

Wspominając pracę na planie, Zawierucha zwrócił uwagę, że "od początku widział niezwykły szacunek do każdego człowieka". "Bez względu na to, czy jest to osoba, która zajmuje się ustawianiem światła, jeździ na plan z aktorami czy gra główną rolę. To jest piękne, ponieważ nigdy nie wiesz, kto za chwilę może okazać się tą osobą, która cię weźmie za rękę i poprowadzi wyżej. Albo kogo ty będziesz mógł poprowadzić. Nie bez przyczyny mówi się o +rodzinie Tarantino+. Wydaje mi się, że jak w każdej rodzinie, także i w tej są różne, wielkie emocje. Ale jest także miłość, wspólna, podskórna pasja, by robić to, co się kocha" – powiedział.

Aktor podkreślił, że praca z Tarantino nauczyła go wolności. "Dostałem dobrą lekcję aktorskiej wolności. By robić swoje, być przygotowanym na wszystko. To niezwykle rozwinęło moje skrzydła. W Polsce, w warszawskim Teatrze Współczesnym i w szkole teatralnej uczyłem się od koleżanek, kolegów i wybitnych pedagogów – m.in. Mai Komorowskiej i Zbigniewa Zapasiewicza – jak nimi operować. Na planie w Hollywood zobaczyłem, że teraz trzeba tych skrzydeł użyć. Stwierdziłem, że nie można zapominać, jakim aktorem i człowiekiem chcesz być. Nauczyłem się też tego, by robić kolejne kroki i mieć odwagę spełniać marzenia" – powiedział.

Pytany o plany na przyszłość Zawierucha odparł, że obok pracy aktorskiej chciałby "łączyć świat Hollywood z Polską". "Chciałbym być taką osobą, która mówi o Polsce, o naszych miejscach, gdzie i dlaczego możemy kręcić filmy i jak wspaniałych twórców tutaj mamy. Moim wielkim marzeniem jest to, żeby postępować zgodnie z tym, co przekazali mi rodzice - zawsze pamiętać o swoich korzeniach" – podsumował.

Kim jest Rafał Zawierucha?

Rafał Zawierucha (ur. 1986 r.) jest absolwentem studiów aktorskich na Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. Występował m.in. w stołecznym Teatrze Współczesnym, Och-Teatrze oraz Teatrze Capitol. Na koncie ma także role m.in. w filmach "Księstwo" (2011 r.; nominacja do Złotej Kaczki dla najlepszego aktora), "Bogowie", "Miasto 44" oraz "Jack Strong" (2014 r.), a także w serialach "Przepis na życie", "Przyjaciółki", "Pakt" i "Trzecia połowa". (PAP)

"Pewnego razu... w Hollywood" można oglądać w polskich kinach od piątku 16 sierpnia 2019.

Autor: Anna Kobyłka

Źródło: PAP

podziel się:

Pozostałe wiadomości