Syn Beaty Tadli ma koronawirusa. "Poszedłem na jedną, niedużą imprezę w Warszawie…"

koronawirus
Radoslav Zilinsky/Getty Images
Źródło: Moment RF
Jak napisał, zwiedził pół Europy i nie zaraził się koronawirusem. Wystarczyło natomiast jedno spotkanie towarzyskie, żeby COVID-19 dał o sobie znać. Jak Kietliński, syn Beaty Tadli, za pośrednictwem InstaStories opowiedział swoją "koronawirusową historię".

Syn Beaty Tadli zarażony koronawirusem

Jan Kietliński to 19-letni syn Beaty Tadli. Na swoim Instagramie postanowił podzielić się informacją o zakażeniu koronawirusem. Na InstaStories opisał wszystkie procedury, które przeszedł.

Trzy dni temu obudziłem się chory. Miałem kaszel, gorączkę i suche gardło. Były to objawy zwykłego przeziębienia, jednak to co było niepokojące to fakt, ze absolutnie nic nie zanosiło się na chorobie

- napisał.

Przynajmniej tak mu się wydawało. Jako, że Jan leczy się prywatnie, jego lekarz skierował go do przychodni. Tam miał udać się do lekarza podstawowej opieki zdrowotnej.

Na miejscu panie zrobiły mi awanturę twierdząc, że przeze mnie zamkną im przychodnie. Kazały mi czekać na dworze, aż ustalą co dalej. Po kilku minutach otworzyły okno z pierwszego piętra i kazały mi stanąć w krzakach, żeby poinformować mnie, że jednak posiadam lekarza POZ, który zadzwoni do mnie tego samego dnia i powie co dalej. Tak, ja stałem w krzakach, a one krzyczały do mnie z okna

- pisał oburzony.

Jan Kietliński ma koronawirusa

Zdenerwowany nastolatek kontynuował swoją opowieść. Napisał, że lekarz, który okazał się być bardzo sympatyczny i pomocny poinformował go telefonicznie o tym, że w przychodni nie działa system do zlecania badań. Jan udał się więc do szpitala zakaźnego.

Mogłem to zrobić 5 godzin wcześniej, ale nie czepiam się – taki mamy klimat (…) W szpitalu zastałem puste namioty i zabłąkanych ludzi z ankietami. Wszyscy czekali na swój wymaz i badanie. W środku sprzed medyczny, jakieś krzesła, żadnej informacji. Był wieczór, było zimno, a ja miałem prawie 39 stopni gorączki. Wiec brak informacji i czekanie na zewnątrz nie było dla mnie przyjemne

- wyznał.

Niezadowolony z przebiegu sytuacji, poszedł na oddział, żeby zgłosić swoje uwagi.

Pielęgniarka kazała mi czekać i powiedziała: to trzeba było się ubrać a nie przyjść bez skarpetek. W końcu po godzinie oczekiwania wykonano mi test. W dreszczach wróciłem do domu, zasnąłem, miałem wysoką gorączkę, jednak sen i leki przeciwzapalne mi pomogły

- dodał.

Jak poinformował, następnego dnia, czuł się znacznie lepiej. I wtedy przyszedł wynik testu. Okazało się, że ma COVID-19.

Najzabawniejsze jest to, że zjechałem pół Europy, byłem na lotniskach, w samolotach, w komunikacji miejskiej w wielu miastach i nic. Poszedłem na jedną, niedużą imprezę w Warszawie i prawdopodobnie tam się zaraziłem

- podzielił się.

Jan zaapelował do wszystkich o ostrożność i uważność. Zaznaczył, że pandemia nie jest odwołana.

Pamiętajcie, wirus nadal jest, nigdzie nie zniknął, a pandemia wciąż trwa. Na swoim przykładzie mogę stwierdzić, ze można zarazić się w bardzo prosty sposób. Jeżeli macie podejrzenie zarażenia, jesteście przeziębieni, to prawdopodobnie nie jest przeziębienia a COVID-19. Badajcie się, to nic nie kosztuje, a możecie pomóc sobie i uchronić bliskich od zarażenia

- zauważył.

Przypominamy, że pandemia to nie są żarty. Zobaczcie wideo o mężczyźnie, który miał płuca zniszczone przez koronawirusa:

Dzień Dobry TVN

Zobacz też:

Rekord zakażeń. W którym województwie najwięcej potwierdzonych przypadków?

Ciąża a koronawirus. Czy jest się czego obawiać?

Ranking maseczek ochronnych. Które najskuteczniej chronią przed wirusem?

Autor: Anna Korytowska

Źródło zdjęcia głównego: Moment RF

podziel się:

Pozostałe wiadomości