"Siła jest kobietą". Ratownica medyczna Ane Piżl: "Realnie udaje nam się zreanimować zaledwie 10 proc. osób"

Fot. Anna Hernik
Fot. Anna Hernik
Ane Piżl jest ratownicą medyczną, która działa w słusznej sprawie. Nie tylko ratuje ludzkie życia, ale i prowadzi szkolenia z zakresu tolerancji i języka równościowego. Otwarcie mówi też, że zmieniła imię na neutralne płciowo, bo w jej idealnym świecie orientacja i płeć nie mają żadnego znaczenia. - Każdy człowiek, niezależnie od płci, ma prawo decydować o wyborze swojej drogi - deklaruje.

Siła jest kobietą: Każda jest inna. Każda wyjątkowa. Każda ma różne cele i marzenia, inną historię do opowiedzenia. Łączy je jedno. Bohaterki tego cyklu udowadniają, że siła jest kobietą.

Ratownica medyczna

Ane Piżl – ratownica medyczna i specjalistyczna, trenerka, edukatorka, promotorka zdrowia i równości, absolwentka Akademii Medycznej w Warszawie, prezeska fundacji Safe Water Safe Land. Jej edukacyjny profil @ane_ratownica na Instagramie obserwuje ponad 13 tys. osób.

Dominika Czerniszewska: Jesteś ratownicą, kitesurferką, walczysz o prawa osób LGBT+, kiedy znajdujesz na to czas?

Ane Piżl, ratownica: Kluczowe pytanie to jak to wszystko połączyć z prowadzeniem firmy (śmiech). Wiesz, największa trudność wynika z faktu, że każda z tych przestrzeni pochłania całą głowę, więc mentalnie czasem ciężko to zmieścić obok siebie. Ale w kwestii czasu, nie jest to już takie trudne. Wbrew pozorom nie żyję w pośpiechu. To ile nam pomieści doba, jest w przeważającej części konsekwencją naszych wyborów, choć oczywiście zdaję sobie sprawę, jak bardzo jestem uprzywilejowana, żyjąc w bogatej Europie, mając wykształcenie, zdrowie i świadomość, że mogę, ale nie muszę realizować modelu: dzieci, kredyty i dużo pracy po godzinach, żeby na to wszystko zarobić. Mam wybór i dzięki temu łączę wszystko w takich proporcjach, w jakich widzę w tym sens i przyjemność.

Już wielokrotnie mówiłaś w mediach, że "ratownica" lepiej oddaje charakter Twojej pracy, ale czy poprawiasz osoby, które zwracają się do Ciebie "ratowniczka"?

Nie, "ratowniczka" też jest w porządku. Nie poprawiam, nie walczę, podchodzę do języka z radością i luzem. Nie poprawiam nawet gdy ktoś mówi o mnie "ratownik", bo to z kolei koresponduje z niebinarnym pierwiastkiem, który jest we mnie. To całkiem miłe, gdy ludzie używają wobec mnie raz żeńskich, a raz męskich form. Więc cieszę się tym językiem w każdym kształcie.

Starasz się spopularyzować feminatywy?

Z feminatywami to ciekawy temat, że budzą tyle emocji. Ludzie dyskutują o tym tak zawzięcie, jakby to był nowy, rewolucyjny pomysł albo moda 2021. Tymczasem, gdy wziąć do ręki gazetę sprzed stu lat, mamy tam i doktorki, i pilotki, i powstanki. Magistry też tam są! Skąd zatem to oburzenie pseudopurystów językowych dzisiaj? Nie wiem. Szczęśliwie Rada Języka Polskiego zaleca stosowanie feminatywów, a że w języku polskim obowiązuje uzus, więc jest czas, by kreatywnie tworzyć nowe słowa i obserwować, które z nich się w języku zadomowią. Moja "ratownica" jest właśnie taką propozycją. Tworzenie nowych form wydaje mi się szalenie ekscytujące, zarówno w warstwie czysto językowej, jak i społecznej.

Kobiet w ratownictwie jest coraz więcej. Zdarzają się jeszcze sytuacje, że pacjenci są w szoku, gdy widzą, że to nie mężczyzna idzie z noszami?

W 2003 roku, kiedy chciałam iść do Szkoły Głównej Służby Pożarniczej, jeden z wykładowców odradził mi ten wybór, bo w tamtych czasach w podziale bojowym straży pożarnej nie było ani jednej kobiety, a absolwentki szkoły pożarniczej pracowały wyłącznie za biurkiem. W ratownictwie medycznym też zresztą nie było różowo. Kończyłam studia w 2006 w Warszawie i pomysł zatrudniania kobiet w karetkach był wtedy przedmiotem sporu. Przez 15 lat zmieniło się bardzo dużo, pacjenci też na pewno oswoili się, z tym że w zespołach ratownictwa medycznego jeżdżą kobiety i nawet zdarzają się składy całkowicie żeńskie, choć wciąż są to wyjątki. Więc z jednej strony jest lepiej i pokazuje to, jak realnie mamy wpływ na zmianę, która się dzieje. Z drugiej strony, ilość seksizmu w przestrzeni medycznej jest cały czas duża – na oddziale ratunkowym statystyczny pacjent, zwracając się do osoby z personelu medycznego, powie do mężczyzny - "doktorze", a do kobiety "siostro".

Natomiast gdy pytasz mnie o moje osobiste doświadczenie dyskryminacji, czy przejawów nietolerancji w pracy, to bieżący rok jest dla mnie pod tym względem najgorszym w życiu. Nawet w ubiegłym tygodniu – realizując szkolenie dla firmy na Pomorzu – doświadczyłam kolejnych komentarzy i pytań dotyczących mojej płci i potencjalnej transpłciowości, tak jakby w ratownictwie miało to jakiekolwiek znaczenie. Rząd i kościół katolicki dały przyzwolenie na pokazywanie palcem osób niebinarnych, transpłciowych, na komentowanie czyjejś orientacji psychoseksualnej, na lekceważące traktowanie kobiet – to wszystko odbija się w ludziach i w sytuacjach zawodowych. To przytłaczające. Polska to nie jest kraj dla kobiet. A dla kobiet o ekspresji butch, to już zdecydowanie.

Które akcje szczególnie zapadają w pamięci?

Mam w głowie szereg akcji, w których było coś albo bardzo trudnego, albo bezsilnego – akcje z udziałem dzieci, akcje, w których zrobiliśmy błąd. Myślę, że dużo obrazów - zarówno z karetki, jak i z pracy na dyspozytorni, a przede wszystkim z działań w ratownictwie specjalistycznym - zostanie mi w głowie do końca życia.

Kitesurfing pomaga Ci się z tym uporać?

Sport stanowi szalenie istotną część mojego życia, ale nie traktuję go jako przestrzeni do odreagowania trudnych rzeczy. Wydaje mi się, że o nich trzeba przede wszystkim rozmawiać – wielokrotnie, z różnymi osobami. Ucieczka nie jest finalnie dobrą drogą. Sport jest dla mnie bardzo ważny, ale nie traktuję go jako terapii.

Dlaczego zdecydowałaś się porzucić pogotowie?

Zrezygnowałam z pracy w pogotowiu na rzecz edukacji ratowniczej. Teraz podczas pandemii pracuję z pacjentami, ale sytuacja jest wyjątkowa. Pracuję zarówno w badaniach w kierunku SARS CoV 2, jak i przy szczepieniach. Ale po pandemii mam nadzieję wrócić do edukacji – do szkoleń i treningów ratowniczych. Mam przekonanie, że to paradoksalnie bardziej przekłada się na przeżycie, niż praca z pacjentem.

Pierwsza pomoc

Co było przełomowym momentem, że zdecydowałaś się zostać edukatorką w zakresie pierwszej pomocy?

To był moment, w którym zdałam sobie sprawę, że w pogotowiu, bez odważnych świadków i świadkiń zdarzenia na miejscu wypadku, nie jesteśmy w stanie nikogo uratować. Świadomość, że realnie udaje nam się zreanimować zaledwie 10% osób (w takim stopniu, by dalej żyli samodzielnie), otwiera oczy. 90 procent ludzi albo zostaje w miejscu, w którym ich reanimujemy, czyli na ulicy lub na podłodze w domu, albo lądują pod respiratorem i zostaną tam do końca życia. Jedyną szansą, by to zmienić, jest szybka reakcja osób na miejsce zdarzenia i dostępność defibrylatorów AED.

Na szkoleniach z pierwszej pomocy chcę ludziom pokazać, jak potężny mają wpływ na zmianę biegu zdarzeń, na zmianę rzeczywistości dookoła. Jak kilka prostych kroków – niekoniecznie perfekcyjnych, ale stanowczych i odważnych – zmienia wszystko. Co ciekawe, na moich szkoleniach równościowych cel mam podobny (śmiech). Rola świadka i świadkini jest tak samo potężna na miejscu wypadku drogowego, co na miejscu aktów homofobii i nietolerancji. Odwaga reagowania zmienia wszystko.

Jesteś również prezeską fundacji Safe Water Safe Land. Jaka jest jej misja?

To jest fundacja, którą wymyśliłyśmy razem z moją żoną (wtedy byłyśmy jeszcze przed ślubem, a oświadczyłam się jej właśnie podczas pierwszego projektu fundacyjnego w Tajlandii). Nasz pomysł był taki, żeby połączyć fakt, że zarówno my, jak i wielu naszych przyjaciół dużo podróżuje, z faktem, że mamy ogromny przywilej, życia w bogatej Europie, z jej rozwiniętym systemem ochrony zdrowia i dostępem do edukacji ratowniczej. Skoro w podróżach docieramy czasami do bardzo egzotycznych zakątków świata, w których ta edukacja nie istnieje, podzielmy się z lokalnymi społecznościami naszą wiedzą. I tak zaczęliśmy w gronie bliskich przyjaciół, wolontariuszek i wolontariuszy fundacji podróżować i szkolić z pierwszej pomocy. Największy dotychczas projekt zrobiliśmy dla sierocińców birmańskich i szkół tajskich w Khao Lak – rejonie dotkniętym Tsunami w 2004 toku. Teraz chcemy też rozszerzyć zakres szkoleń o elementy klimatyczne i ekologiczne, ale już drugi rok – z oczywistych względów – nasze projekty są zawieszone.

Powiedziałaś "żona", w jakim kraju udało Wam się zawrzeć małżeństwo?

Wzięłyśmy ślub 6 lat temu w Edynburgu, w Szkocji. Państwo polskie – jako najbardziej homofobiczny kraj Unii Europejskiej – oczywiście ogranicza nam prawa człowieka w zakresie zawarcia małżeństwa.

Podkreśliłaś, że Polska jest homofobicznym krajem. Nie bałaś się coming outu?

Ja właściwie nigdy nie robiłam oficjalnego coming outu, z drugiej strony robię go niemal codziennie w różnych sytuacjach. Bo widzisz coming out, tak jak jest on powszechnie rozumiany, mogą zrobić rozpoznawalne osoby, które po 30 latach obecności w życiu publicznym i równocześnie po 30 latach ukrywania swojej orientacji psychoseksualnej i trzymaniu w szafie swoich partnerów, w jednym wywiadzie mówią w końcu, że są gejem lub lesbijką. Robią to raz i wszyscy już wiedzą. Drugi raz, powtarzać nie muszą, bo robią to za nich plotki. Tymczasem osoby niepubliczne – takie jak ja – "ujawniają się" codziennie, za każdym razem od nowa - w każdej nowej pracy, w każdym nowym zespole, wśród nowych znajomych, w co drugiej rozmowie telefonicznej, przy rezerwacji biletów i organizacji remontu. Oczywiście nie jest to oficjalna deklaracja "jestem lesbijką", ale w różnych życiowych sytuacjach. Po prostu jesteśmy razem, w rozmowach mówię, że - moja żona to lub tamto, że - chcemy z żoną zarezerwować, że - byłyśmy tu i tam, że - mnie nie ma w domu, ale żona odbierze. Tak jak się zwyczajnie rozmawia. Tak jak codziennie mówią wszystkie osoby heteronormatywne. W dzisiejszej Polsce dla osób LGBT+ to jest coraz większe wyzwanie.

Akcja-równouprawnienie

Zawsze mówiłaś wprost o swojej orientacji?

Tak, zawsze żyłam jawnie - od moich pierwszych historii miłosnych z dziewczynami, jeszcze w szkole, nigdy nie chowałam się po szafach i nie tworzyłam fikcji. Ale oczywiście zdaję sobie sprawę, jak bardzo jestem uprzywilejowana, bo dorastałam w dużym mieście i wiem, jak bez porównania trudniej zrobić to w małym miasteczku lub żyjąc na wsi. Nawet dla mnie nie zawsze było to łatwe i też wpisuję się w tę przykrą statystykę, która pokazuje, że 70% młodzieży LGBT+ ma myśli samobójcze. Ale jestem teraz w dobrym miejscu. Mam fantastycznych, wspierających ludzi dookoła i dużo spokojnej pewności siebie. Po prostu żyję swoim życiem i się tego nie wstydzę. Co ciekawe hasło "pride", czyli ta queerowa "duma", którą często podnosimy w rozmowie, czy w akcjach społecznych dotyczących osób LGBT+, to właśnie "niezgoda na wstyd". Dobrze jest przeżyć życie, nie chowając się w ukryciu.

Czy mimo tego "przywileju" musiałaś zmierzyć się z dyskryminacją?

Miałam w życiu wiele sytuacji dyskryminacyjnych i przemocowych. Straciłam mieszkanie, zostałam pobita, wiele razy wyzywana. Doświadczyłam dyskryminacji w sądzie i przy różnych codziennych sytuacjach – w pracy, w sklepie, na ulicy. Ale co ciekawe, te "drobne" przejawy homofobii odczuwam teraz częściej niż 20 lat temu. Skala tego zjawiska obecnie jest dla mnie samej zadziwiająca i szokująca. To, co się dzieje w ciągu ostatnich miesięcy, również to, czego doświadczam w pracy, po raz pierwszy jest już sytuacją nie do zniesienia. W Polsce zrobiło się naprawdę źle.

Starasz się temu zapobiegać?

Zapobiegam przede wszystkim edukacją. Wierzę, że szkolenia równościowe, akcje antydyskryminacyjne – mają wielką moc. A kiedy już dochodzi do incydentu homofobicznego, to kluczowe, żeby reagować. Nigdy nie zostawiać sprawy. Wierzę, że trzeba naświetlać i rozmawiać o tym w firmie, w której do tego doszło. Trzeba mówić, że nie ma przyzwolenia na takie zachowania. I to właśnie robię.

Z dumą deklarujesz też, że jesteś feministką.

Feminizm dla mnie to równość i wolność wszystkich osób, niezależnie od ich płci. Równość w dostępie do wszystkich dóbr i wolność decydowania o sobie. Myślę, że wiele osób nie deklaruje się jako feministki i feminiści, bo samo słowo obrosło wieloma emocjami. Tymczasem ciężko mi sobie wyobrazić, żeby w dzisiejszej Europie podważać ogólną ideę, że ludzie powinni mieć równe prawa.

Każdy człowiek, niezależnie od płci, ma prawo decydować o wyborze swojej drogi - tego czy chce zakładać rodzinę, czy chce lecieć na księżyc lub, czy chce startować na urząd prezydenta. Jesteśmy osobniczo różni, więc jednym się powiedzie, innym nie, ale sukces i prawo do decydowania o sobie, nie może zależeć od płci.

Kiedy udało ci się zmienić imię? I dlaczego Ane?

Imię zmieniłam w 2015 roku, kiedy wszedł przepis umożliwiający zmianę imienia na takie, które nie określa płci. Wybrałam Ane, bo to imię, które jest zarówno imieniem żeńskim, jak i męskim.

Marzy mi się świat, w którym płeć nie ma znaczenia, w którym przedstawiając się, mojej płci nie określa ani imię, ani zaimki. Płeć jest istotna tylko w tej ograniczonej przestrzeni związanej z rozrodczością i seksualnością. W pozostałych sferach życia nie ma żadnego znaczenia, a przynajmniej uważam - nie powinna go mieć.

Jakie masz plany na 2021? Nowe projekty?

Jeżeli chodzi o pracę, to jestem dzisiaj w ciekawym - dla mnie samej – miejscu. Prowadzę coraz więcej szkoleń dla firm z zakresu tolerancji i języka równościowego, z tego, jak włączać, a nie wykluczać. To ekscytująca przestrzeń. Wolałabym oczywiście, żeby takie szkolenia w ogóle nie były potrzebne, ale niestety, żyjemy w kraju, w którym podręczniki dla policji zaliczają transpłciowość do patologii. Potrzeba więc rzetelnej edukacji równościowej.

Mam też zaszczyt brać udział w różnych małych, ale szalenie ciekawych i rozwijających mnie projektach – najnowszy to "Bez majtek", którego autorką jest artystka i edukatorka Aga Szuścik, a w którym konsultuję scenariusz właśnie od strony inkluzywności języka.

Dużo energii wkładam też w mój edukacyjny Instagram, gdzie mówię zarówno o zdrowiu, szczepieniach, pierwszej pomocy, jak i równości, ale też podrzucam trochę kitesurfingowych, a nawet rodzinnych relacji – w ramach promowania widzialności lesbijek w przestrzeni publicznej.

Uczestniczyłaś w strajkach po wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji?

Tak, absolutnie brałam w nich udział. I w protestach, i w solidarnościówkach. Zresztą protestowałam niezmiennie od marca 2016 roku, od momentu, w którym Beata Szydło nie opublikowała wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie ustawy o TK. Uważam, że nie można – siedząc na kanapie – oczekiwać, że świat się zmieni na lepsze.

W 2020 na ulice wyszły tysiące kobiet. Czy akurat to kryje się za hasłem "Siła jest kobietą"?

Jest wiele ujęć tej kobiecej siły. Siła matek, powstanek, naukowczyń, ratownic, polityczek i chirurżek. To też tytaniczna siła kobiet na całym świecie, by udźwignąć niewidzialną, darmową pracę opiekuńczą i połączyć ją z pracą zarobkową. To również siła i determinacja do walki o wspólne prawa kobiet. Myślę, że warto też mówić o sile kobiet, przeciwstawiając ją językowej koncepcji "słabej płci". Język ma moc kształtowania rzeczywistości - wyrzućmy te wszystkie "męskie decyzje", "męskie rozmowy" i hasła, że "trzeba mieć jaja". Tego jest tak dużo i tak dalekie to wszystko od rzeczywistości. Nawet przykład pandemii pokazał, że kraje, zarządzane przez kobiety, podejmowały lepsze działania, więc nie potrzeba nam już więcej żadnych "męskich decyzji". Im więcej będzie w języku (i w życiu) "kobiecości" połączonej z "siłą", tym więcej szansy na zmianę. Przyszłość jest kobietą.

Masz ciekawą historię do opowiedzenia? Chcesz zostać bohaterką cyklu Siła jest kobietą? Napisz do mnie:dominika_czerniszewska@discovery.com

Zobacz także:

Siła jest kobietą. Mama-strażak o pracy w podziale bojowym: Jak szłam na służbę, syn pytał: "Mamo, ale nic Ci się nie stanie?"

Czego nie można robić po przyjęciu szczepionki przeciw COVID-19? Dr Karauda rozwiewa wątpliwości

Siła jest kobietą. Tanatokosmetolożka ujawnia kulisy pracy: "Dzieci najbardziej zapadają mi w pamięci"

Zobacz wideo: "Cios nożem w brzuch i klatkę piersiową". Napaść na ratownika medycznego we Włocławku

Autor: Dominika Czerniszewska

podziel się:

Pozostałe wiadomości