"Siła jest kobietą". Od 11 lat odczarowuje hospicjum: "To nie umieralnia!"

Archiwum prywatne
Archiwum prywatne
"Hospicjum to umieralnia", "Jesteś złym synem, oddałeś matkę do hospicjum" – takie zdania niejednokrotnie padają z ust Polek i Polaków. Dorota Jasińska od lat uświadamia, że hospicjum jest miejscem, w którym toczy się życie, a pacjent znajduje się pod profesjonalną opieką. "Pacjent? Najchętniej powiedziałabym: domownik" – podkreśla kobieta o wielkim sercu.

Siła jest kobietą: Każda jest inna. Każda wyjątkowa. Każda ma różne cele i marzenia, inną historię do opowiedzenia. Łączy je jedno. Bohaterki tego cyku udowadniają, że siła jest kobietą.

Dorota Jasińska, wkraczając w dorosłe życie, straciła mamę, która zmarła na raka. Później z tą samą chorobą przegrał jej życiowy partner. Od 11 lat jest prezeską Fundacji Hospicjum Onkologiczne św. Krzysztofa w Warszawie i uświadamia nasze społeczeństwo – "Hospicjum to nie umieralnia!".

Hospicjum onkologiczne

Dominika Czerniszewska: Wiele przeszła pani w życiu i mimo to postanowiła związać się z onkologią.

Dorota Jasińska, prezeska Fundacji Hospicjum Onkologiczne św. Krzysztofa w Warszawie: Moja mama, przyjaciele i partner życiowy zmarli na raka. Tata jest dwukrotnym ozdrowieńcem. Postanowiłam związać się z Polską Unią Onkologii i później naturalną siłą rzeczy pojawiłam się w Fundacji.

Działanie na rzecz Fundacji pomogło pani uporać się z przeszłością?

Absolutnie nie. Nikomu nie polecam traktowania pracy w hospicjum jako formy terapii. Można wówczas wyrządzić krzywdę zarówno sobie, jak i pacjentom. Należy być już po terapii, żeby przyjść do pracy w hospicjum.

Oswoiła pani temat śmierci?

Temat śmierci jak najbardziej mam oswojony. Absolutnie się jej nie boję, ponieważ widzę, że jest spokojna i naturalna. To bardziej jest niepokój o to, co zostawiamy za sobą i czy jesteśmy na to gotowi.

Można się zatem do niej przygotować?

Wydaje mi się, że to zależy od każdego z nas. Co było dla nas ważne, czy czuliśmy się spełnieni, szczęśliwi, jak wyglądały nasze relacje z otoczeniem. Jeżeli to wszystko będzie poukładane, zamknięte, pogodzone - to wtedy można dość łatwo się pożegnać. To jest bardzo indywidualne. Ja dzisiaj chyba jeszcze nie byłabym gotowa.

Czyli można to porównać do sporządzenia listy i odhaczania punkt po punkcie?

Tak. Taki trochę życiowy testament.

Rozmawia pani z pacjentami o śmierci?

To są indywidualne rozmowy pomiędzy pacjentem a psychologiem lub księdzem. Zdarza się, że czasem zaprzyjaźniam się z pacjentami i ta znajomość pozwala na to, by prowadzić tak intymne rozmowy. To bardzo indywidualne sytuacje, a każdy pacjent to osobna historia. Są osoby, które bardzo chciałyby żyć i nie chcą odchodzić. Ale śmierć u nas – nawet bardzo niechciana – przychodzi spokojnie.

Jak pomóc takiej osobie?

Być i towarzyszyć. Pacjent najlepiej nami pokieruje, jeśli sam wie, co jest mu potrzebne. Jeśli nie, to od tego są właśnie nasi specjaliści.

Hospicjum - "miejsce, gdzie toczy się życie"

Jak wygląda rzeczywistość za drzwiami hospicjum?

Staramy się, by samo miejsce było zaaranżowane jak dom, a nie szpital czy zwykła placówka medyczna. Mamy kolorowe pokoje i świetlicę, przepiękne patio obsadzone roślinami. W słoneczne dni wywozimy pacjentów na łóżkach, wózkach albo sami wychodzą. Mają swoje parasole, stoliki. Piją kawę, herbatę, grają, jeśli mają na to siłę. Po prostu u nas toczy się życie! Jest rytm – od pobudki porannej, obchodu, przez toalety, śniadanie, obiad, kolację. Ku naszej ogromnej radości wróciły odwiedziny. Ten powrót rodzin i co najważniejsze wolontariuszy bardzo wiele daje. Czasami mam wrażenie, że u nas jest jak ulu.

Pandemia była egzaminem dla wszystkich, ale to musiał być szczególnie trudny czas dla hospicjum.

Było bardzo trudno. Posiłkowaliśmy się technologią: komputerami, komórkami, tabletami. Gdy ktoś był w ciężkim stanie, robiliśmy wyjątki. Wyznaczyliśmy pokój, który wcześniej był ozonowany, czyszczony, oddzielony, w którym mogła się pojawić rodzina. Ale tylko w ramach wyjątku. To był czas, który podkreślił, jak ważny do samego końca jest kontakt z drugim człowiekiem, rodziną, pracownikami. W umieraniu i tak jesteśmy samotni, ale w tej ostatniej chwili należy mieć kogoś, kto potrzyma za rękę, poczyta, wysłucha, a nawet pomilczy. Po prostu towarzyszy swoją obecnością.

Samotność często jest synonimem nieszczęścia.

Wszystko tak naprawdę przeżywamy samotnie. Nikt za nas niczego nie przeżyje. Naszą radość przeżywamy samotnie, nasze smutki także. Tylko tyle, że jeżeli otaczają nas ludzie, to albo pomagają nam się cieszyć, albo pomagają w tym, by przestać cierpieć.

Każde łóżko w hospicjum to oddzielna, osobista historia człowieka. Któraś z nich szczególnie zapadała w pani pamięci?

Było paru takich pacjentów. Miałam moją ukochaną Dasieńkę, która była z nami ponad rok. Gdy zobaczyłam jej oczy, to po prostu wiedziałam, że jest moją siostrą-bliźniaczką. Nie wyobrażałam sobie, by jakikolwiek dzień spędzić bez niej. Siedziałyśmy, rozmawiałyśmy, czytałyśmy. To była niezwykła postać. Nie chcę wyróżniać, bo każda z tych osób niesie ze sobą niesamowitą historię. Każda jest piękną książką, którą czytamy, stawiamy na półkę i chcemy do niej wracać. To są opowieści o życiu. Śmiałabym powiedzieć, że czasami wydają się ciekawsze od lektur, po które sięgamy.

Bo to jest ludzkie i życiowe…

Tak, bo można się nauczyć, wiele zrozumieć. Każda taka rozmowa pobudza do refleksji. Każdy z tych pacjentów, domowników jest oddzielnym przypadkiem. Traktujemy ich po prostu jak swoją rodzinę.

Potrafi pani zostawić pracę za drzwiami?

Muszę, inaczej prawdopodobnie nie mogłabym normalnie funkcjonować. To nie jest zapominanie, tylko po prostu wracanie do swojego prywatnego życia. Niemniej, jeśli są jakieś wyjątkowe przypadki, to one towarzyszą w myślach przez resztę dnia. Ale nie jest to uciążliwe.

Zdarzają się pacjenci, którzy opuszczają hospicjum?

Niejednokrotnie. My mówimy na to, że przychodzą do nas podładować akumulatory. Zazwyczaj to osoby, które są objęte opieką w hospicjum domowym. Jeśli ich stan się pogarsza, przyjmujemy ich do siebie. Wtedy nasi fizjoterapeuci, psychologowie, lekarze przywracają im zarówno funkcje społeczne, jak i czysto fizyczne. Jeśli pacjent czuje się lepiej, to wsiada w samochód i wraca do domu.

Ilu pacjentów jest objętych opieką hospicyjną?

W hospicjum stacjonarnym mamy 38 łóżek. W skali roku to około 800 pacjentów. W hospicjum domowym jest około 2 tys. pacjentów. Często pacjenci decydują, że chcą odchodzić w domu i nigdy nie zostają pacjentami naszego hospicjum stacjonarnego. Czasami jednak stan pacjenta na tyle się pogarsza, że wymaga on 24-godzinnej opieki. Rzadko można ją zapewnić w warunkach domowych. Wówczas takie osoby trafiają do nas na oddział.

Wciąż w przestrzeni publicznej bliscy, którzy powierzają chorego opiece hospicyjnej, mierzą się z krytyką. Jak to zmienić?

To są lata edukacji. Jeszcze około 20 lat temu nikt nie chciał rozmawiać o raku. Dzisiaj to powszedni temat. Nikt go nie unika. Mam nadzieję, że jeśli cierpliwie będziemy uczyć, pokazywać, to z czasem zdejmie się odium z "tego oddania do hospicjum". Bo to nie jest oddanie, tylko przekazanie pod profesjonalną opiekę. By rodzina jakościowo spędziła ten czas z chorym, a nie poświęcała go wyłącznie na pielęgnację i toaletę. Ponadto obejmujemy opieką nie tylko samego pacjenta, ale całą rodzinę.

Organizujemy też doroczną imprezę, która ma charakter pikniku rodzinnego pod hasłem "Odczarowanie hospicjum". Zapraszamy społeczność lokalną, ursynowską w Warszawie. Uczestniczą w niej również pacjenci. Jeśli ktoś jest zainteresowany, może wejść, przekonać się, jak to wygląda. Na własne oczy trzeba zobaczyć, że hospicjum stacjonarne wcale nie jest brakownią ani umieralnią. Rodziny, które nas odwiedziły, wychodząc, mówiły: "Nigdy sobie nie wyobrażaliśmy, że hospicjum może w ten sposób wyglądać, że tak można". Trzeba zdobyć się na odwagę albo po prostu tego doświadczyć. Wtedy optyka na to, czym jest hospicjum, absolutnie się zmienia.

Lokalna społeczność ochoczo uczestniczy w pikniku?

Bywały takie lata, że przez cały dzień przewinęło się ponad 1000 osób. Oczywiście na początku nie było łatwo. Ludzie stukali się w głowę, gdy mówiliśmy, że będziemy robić piknik na terenie hospicjum. Teraz są telefony, zapytania o tegoroczną edycję. Społeczność ursynowska jest otwarta, rodzinna, stają się naszymi stałymi darczyńcami.

Zatem zadam to pytanie: kiedy w tym roku się odbędzie?

Do tej pory organizowaliśmy w czerwcu. Ze względu na COVID-19 i obostrzenia, tak jak w ubiegłym roku, przenieśliśmy piknik na 25 września. Wtedy jest jeszcze w miarę ciepło, a piknik odbywa się na zewnątrz. Zapraszamy serdecznie!

Masz ciekawą historię do opowiedzenia? Chcesz zostać bohaterką cyklu Siła jest kobietą? Napisz do mnie: dominika_czerniszewska@tvn.pl

Zobacz wideo: Jak działa hospicjum perinatalne?

Dzień Dobry TVN

Zobacz także:

"Siła jest kobietą". Ratownica medyczna Ane Piżl: "Realnie udaje nam się zreanimować zaledwie 10 proc. osób"

COVID-19 zniszczył płuca kobiecie w ciąży. Przeszła cesarskie cięcie i przeszczep. "Zadzwoniłam do domu się pożegnać"

Siła jest kobietą. 30-letnia Polka prowadzi dom dziecka w Kenii. "Często nawet nie wiemy, w którym roku się urodziły"

Autor: Dominika Czerniszewska

podziel się:

Pozostałe wiadomości