Sąsiedzkie piekło na Podlasiu. Czy mieszkańców uda się pogodzić?

Uwaga! TVN: Sąsiedzkie piekło na Podlasiu
Wyzwiska, głośna muzyka i rękoczyny. Od 10 lat mieszkańcy jednego z bloków w Smolanach na Podlasiu nie mogą się ze sobą porozumieć. Policja interweniuje, prokuratura umarza sprawy, a sąsiedzkie piekło trwa.

Sąsiedzkie piekło na Podlasiu

Smolany to niewielka wieś na Suwalszczyźnie. W jednym z piętrowych bloków od lat trwa sąsiedzki konflikt. Sprawą zainteresowali się reporterzy programu "Uwaga! TVN".

Uprzykrzają życie. Nie może być tak, że prokuratura i policja robią sobie z tego żarty. Muszą ci ludzie wiedzieć, że już dość

– mówi Justyna Ostrowska.

Od stycznia z trudnym sąsiedztwem mierzy się brat Ostrowskiej.

Ale wcześniej mieszkała tam nasza siostra. Nie wytrzymała psychicznie. Na początku myśleliśmy, że siostra trochę koloryzuje

– tłumaczy pani Justyna.

Wyprowadziliśmy się, bo nie było życia. Było natarczywe walenie w kaloryfery. Jedna piosenka była puszczana non stop przez kilka godzin

– opowiada Monika Ostrowska.

Kobieta potrafiła siedzieć w oknie i nagrywać dzieci. Może ma jakieś skłonności pedofilskie. Dzieci są wystraszone

– dodaje Michał Kolinko.

Nasi rozmówcy wskazują, że źródłem konfliktu jest jedno z małżeństw.

Ona w kaloryfery stuka o różnych godzinach, o 7 i po południu. Jak jej mąż wraca z pracy to jest cisza

- mówi Grzegorz Pieczulis.

Tu każdy ma z nimi na pieńku, nie ma takiej osoby, która nie ma

– mówi pani Monika.

Nauczycielka i komendant

Druga ze stron konfliktu zdecydowała się na rozmowę telefoniczną, ale przed emisją programu wycofała zgodę na jej publikację. Mężczyzna, z którym rozmawialiśmy odpiera zarzuty, twierdząc, że to sąsiedzi nie przestrzegają obowiązujących zasad i to on, policja i sąd nauczą ich, jak należy się zachowywać. Nie ukrywa, że ma dziesiątki nagrań, które robi, jak twierdzi, dla własnego bezpieczeństwa.

Jak ktoś się tu wprowadzi to zakładają im sprawy, ale wszystko jest umorzone, bo tylko zeznania jego i jej się liczą. Ona jest nauczycielką, a on komendantem ochotniczej straży pożarnej

– mówi Pieczulis.

Dla nich każdy, kto się tutaj wprowadził jest patologią

– dodaje Elwira Pieczulis

Byłem na komendzie i prosiłem, błagałem komendanta i dzielnicowego. Pokazywałem też kartki

– uzupełnia pan Grzegorz.

Na jednej z kartek rozwieszanych w przestrzeni wspólnej jest napisane: „Pasożycie. Twoje lenistwo wychodzi bokami”.

Mamy wspólna suszarnię, to zniszczyli wybielaczem ubrania moje, Moniki i dzieci. Człowiekowi nerwy puszczają

- przyznaje Michał Kolino.

Oni chcą wszystkimi rządzić. Przez tyle lat im się to udawało i myślą, że cały czas tak będzie. Oni się prywatnie kontaktowali z policją, wysyłali im filmiki z prowokacji. W takich sytuacjach po paru dniach przyjeżdżała policja

– mówi Paweł Ostrowski.

Teresa Sznejter-Dancewicz z powodu sąsiadów sprzedała mieszkanie.

Wyprowadziłam się w 2013 roku. Szukałam kupca na mieszkanie trzy lata. Sprzedałam z meblami i ze wszystkim, aby stąd wyjść. Nie miałam już siły walczyć z sąsiadami

Policja dobrze zna mieszkańców bloku. Podobnie jak prokuratura. Funkcjonariusze przyjeżdżali do niezdjętego prania, źle zaparkowanego auta, śmieci, naruszania ciszy nocnej. Interwencji było bez liku.

„Może reportaż pomoże”

Przepychanki między sąsiadami trwają od lat. Policja interweniuje, prokuratura umarza sprawy, a sąsiedzkie piekło trwa.

Rozmawiałem z nimi [z małżeństwem, na które wskazuje większość mieszkańców - red.]. Mówili, że albo tego nie robią, albo nie będą robić. Myślę, że to, co teraz państwo robicie może się przyczynić do refleksji

– uważa Witold Liszkowski, wójt Puńska.

Są takie rody w tej wsi, które uważają, że to jest ich terytorium. Oni też należą do takiego rodu i nie chodzi tylko o blok, ale ziemię, wieś. Bardziej jest ich, niż nowo przybyłych. Tu jest chyba problem. Oni nie bardzo adoptują przyjezdnych, tym bardziej jak się nie zgadzają, co do niektórych problemów

– mówi pani Zofia.

Część mieszkańców skarży się na brak odpowiedniego wsparcia policji.

Policja powiedziała mi, że mam stertę zgłoszeń. A gdzie moje zgłoszenia? Jak jeździłem na komendę to policja nawet żadnej notatki nie pisała. Zgłaszałem, że non stop nas prowokują i nagrywają

– mówi Grzegorz Pieczulis.

Konfliktem znów zajęła się prokuratura, tym razem w Augustowie. Śledczy sprawdzą, czy umorzenie poprzedniej sprawy było zasadne. Końca sporu nie widać, bo do mediacji żadna ze stron się nie kwapi.

Zobacz też:

Policjant zastrzelił 28-latka podejrzanego o kradzież. Mężczyzna za miesiąc miał zostać ojcem

Nie płaci alimentów od ponad 20 lat. "Oficjalnie jest bezrobotny"

71-latek na własną rękę sprząta dzikie wysypiska. Wójt: "Powinny być posegregowane"

Autor: Luiza Bebłot

Źródło: Uwaga! TVN

podziel się:

Pozostałe wiadomości