Rodzina z Polski spędza kwarantannę na Karaibach. „Wyszliśmy z założenia, że tu jest najbezpieczniej”

Długotrwały pobyt w domu wzmaga w nas marzenia o egzotycznych podróżach i tropikalnych zakątkach świata. Jak w praktyce wygląda kwarantanna pod palmami? Na to pytanie odpowiedzieli nam Ania i Bartek Dawidowscy, którzy od 5 lat mieszkają pływają trimaranem po Karaibach.

Życie pod żaglami

Ania, Bartek i ich dwóch synów 5 lat temu zamienili dom w Polsce na trimaran pływający po Karaibach. Dziś mieszkają u brzegu wyspy Saint Lucia i cieszą się życiem na wodzie. Również w czasach kwarantanny.

W dzisiejszych czasach to się stało bardzo jaskrawe, że może nie warto czekać do emerytury, żeby zrobić to, o czym się marzyło, bo nie wiadomo, czy się doczeka do tej emerytury. Cokolwiek to jest, to nie musi być łódka

– powiedział Bartek Dawidowski.

Jak zauważył, życie na katamaranie pozwala im na skuteczne odcięcie się od światowych kryzysów:

My tu możemy w takim w miarę takim rodzinnym porządku przeżyć przez dłuższy czas na tej łódce. Chodzi o to, że możemy się przenieść z całym domem

Dom na morzu

Pierwszy raz odkąd zamieszkali na łodzi Dawidowscy zdecydowali się odwiedzić Polskę zimą. W czasie ich wypoczynku na nartach wybuchła epidemia koronawirusa. Rodzina natychmiast podjęła decyzję o powrocie na Karaiby.

Jak tylko dolecieliśmy na Saint Lucię, na Karaiby, wszystkie granice za nami już się zamykały. Wiedzieliśmy, że musimy dotrzeć do domu, do naszej łódki i nie możemy utknąć w Polsce

– wyjaśniła Ania.

Wyszliśmy z założenia, że tu jest najbezpieczniej

– dodał Bartek.

Kwarantanna na Karaibach

Pierwsze dni po powrocie na Saint Lucię upłynęły Dawidowskim spokojnie, jednak niedługo potem zdiagnozowano pierwszą ofiarę koronawirusa. Po tygodniu od tego zdarzenia lokalne władze zaczęły wprowadzać restrykcje. W sklepach wprowadzono limity na zakup towarów, a klienci byli dezynfekowani przed wejściem do środka.

1 kwietnia wprowadzono z dnia na dzień 24-godzinną godzinę policyjną i wszystko zamknięto, również sklepy spożywcze. Na drugi dzień premier pozwolił otworzyć wybrane sklepy tylko dwa dni w tygodniu na parę godzin, ale to oznaczało dwustumetrowe kolejki do sklepów

– wytłumaczyła Ania.

Jako że niektórzy mieszkańcy wyspy nie mają lodówek, a potrzebne produkty kupowali dotychczas z dnia na dzień, z powodu rządowych obostrzeń znaleźli się w dość trudnej sytuacji. Restrykcje wzbudziły protest obywateli Saint Luci. W konsekwencji godzina policyjna została częściowo zawieszona. Mimo że sklepy zostały ponownie otwarte, na wyspie wciąż obowiązuje zakaz poruszania się.

Dla nas to oznacza, że siedzimy na łodzi. Właściwie już 3 tygodnie jesteśmy na łódce

– dodała.

Codzienność na łodzi

Pomimo kryzysu epidemiologicznego, rodzina Dawidowskich prowadzi w miarę normalny tryb życia. W czasie wolnym realizuję dotychczas odkładane pomysły i projekty.

Wiele się nie zmieniło. Codziennie jest szkoła na pokładzie. Potraktowaliśmy troszeczkę tę całą sytuację, jako błogosławieństwo, a nie jako kryzys. Mieliśmy w głowie dużo fajnych pomysłów i nigdy tego nie mogliśmy ruszyć, dlatego że zawsze coś się działo i teraz się okazało, że mamy praktycznie nieograniczoną ilość wolnego. Stwierdziłem, że w tym momencie zabieramy się za te nasze projekty

– zauważył Bartek.

Nie oglądałeś Dzień Dobry TVN na antenie? Pełne odcinki znajdziesz w serwisie Player.

Zobacz też:

Antek Smykiewicz z powodu koronawirusa utknął w Kambodży. „Ta wyspa jest trochę jak więzienie”

Powrót polskiej rodziny z Indii prosto na kwarantannę. ”Teraz musimy robić więcej selfiaków niż na Goa”

Rzucili wszystko i przenieśli się na Karaiby. „Nie chcieliśmy odkładać naszych marzeń”

Autor: Agata Polak

podziel się:

Pozostałe wiadomości