Polka musiała uciekać z siedmiorgiem dzieci z Pakistanu. Potrzebna jest pomoc

Ula Łysyk wraz z dziećmi musiała wyjechać z Pakistanu, ponieważ groziło im niebezpieczeństwo ze strony prześladowców, którzy postrzelili jej partnera. Kobieta z pociechami są już w Polsce, ale potrzebują pomocy ludzi dobrej woli. Oto jej historia.

"Propozycja" nie do odrzucenia

Ula Łysyk podczas pobytu w Niemczech poznała Rena, Pakistańczyka, z którym doczekała się siódemki pociech (Kasper - 13 lat, Dominik - 11 lat, Zuzia - 10 lat, Gabrysia - 9 lat, Sub Han - 8 lat, Malaika - 7 lat, Jarban - 4,5 roku). Kilka lat temu mężczyzna wpadł na pomysł, że zabierze rodzinę do swojej ojczyzny. Ula nie była zachwycona wyjazdem, ale partner nie pozostawił jej wyboru, zapowiadając, że nawet bez jej zgody wywiezie tam dzieci.

Przez pierwsze dwa lata mieszkali z bliskimi Rena. Mimo że w domu żyły trzy rodziny nikt nie narzekał. Wiele zmieniło się po śmierci "teściowej" Uli. Wszyscy zaczęli się tak bardzo kłócić, że sytuacja była nie do wytrzymania.

W końcu Ula i Ren postanowili się wyprowadzić i wybudować własny dom. Choć na jego wykończenie brakowało pieniędzy, nie żyło im źle - dzieci miały co jeść i w co się ubrać. Kobieta zajmowała się pociechami i domem, a Ren sprzedawał benzynę z przenośnego dystrybutora. Para miała też pole, które stało się źródłem sporu.

Tragedia i ucieczka z Pakistanu

Ren nie mógł się dogadać z sąsiadami co do granicy pola i, mimo że została oficjalnie wyznaczona przez rzeczoznawcę, postanowili oni zawłaszczyć ziemię.

Kiedy więc pewnego dnia partner Uli wjechał traktorem na swoją działkę, zaatakowało go ok. pięćdziesięciu agresywnych osób zaopatrzonych w maczety i broń palną. Renowi towarzyszył jeden z synów, któremu udało się uciec i o całym zdarzeniu opowiedział mamie. Z jego relacji wynikało, że ojciec został postrzelony, ale nie wiedział, czy śmiertelnie.

Marcel widział to wszystko, bo był ze swoim tatą w polu. Przeskoczył przez mur, przybiegł do mnie i powiedział, że dzieje się krzywda, ktoś upadł, jest dużo krwi, że tacie się coś stało

- opowiada Ula w rozmowie z Dzień Dobry TVN.

Natychmiast podjęła decyzję o ucieczce przed prześladowcami. Chcąc wydostać się jak najszybciej z miejscowości, w której stał jej dom, zrezygnowała z zapakowania nawet najpotrzebniejszych rzeczy.

Tak, jak stałam, nie zastanawiając się, co się będzie działo dalej, chciałam po prostu bronić swoje dzieci (...) Musiałam, mają tylko mnie

- wspomina kobieta.

Do najbliższego dużego miasta zawiózł ją sąsiad, a stamtąd udało jej się dostać do polskiej ambasady w Islamabadzie. Urzędnicy wydali jej i dzieciom paszporty, a także zdecydowali o przydzieleniu bezzwrotnej pożyczki w wysokości 1 tys. euro. Za pieniądze opłaciła hotel, kupiła trochę jedzenia, ubrań i buty dla dzieci. Musiała też uiścić karę, ponieważ okazało się, że zarówno ona, jak i jej pociechy przebywały w Pakistanie nielegalnie. Na ten cel, jak i na bilety do Polski Ula musiała wziąć pożyczkę (tym razem zwrotną) od Państwa. Ma do spłaty 6 tys. euro.

Powrót do kraju

Ula z dziećmi przyleciała do Polski 21 października i zamieszkała u mamy. Niestety trudno im się pomieścić, ponieważ mieszkanie nie jest duże, a pani Joanna sprawuje opiekę jeszcze nad trójką swoich pociech. Pieniędzy też jest jak na lekarstwo, ponieważ jednym żywicielem rodziny jest partner mamy Uli, który pracuje dorywczo.

Osoby chcące wesprzeć Ulę i jej dzieci, mogą to zrobić za pośrednictwem strony zrzutka.pl. Jak napisało Koło Związku Dużych Rodzin 3+, które prowadzi zbiórkę, zebrane pieniądze mają na celu zapewnić rodzinie przetrwanie przynajmniej do momentu wypłaty pierwszych świadczeń socjalnych.

>>> Zobacz także:

Na granicy Pakistanu żyje plemię, którym rządzą kobiety

Pakistan. Tam anioł pomaga kobietom bez twarzy

Złapał fazę na jazdę autostopem przez Pakistan

Nie oglądałeś Dzień Dobry TVN na antenie? Pełne odcinki znajdziesz w serwisie Player.

Autor: Iza Dorf

podziel się:

Pozostałe wiadomości