Paweł Wilczak o trudnych początkach: "Nie wychodziłem z domu, bo nie miałem pieniędzy na życie"

Paweł Wilczak
Paweł Wilczak | fot. Kamil Piklikiewicz/East News
Choć Pawła Wilczaka przez pewien czas nie sposób było oglądać w produkcjach filmowych czy telewizyjnych, gdy powrócił w zeszłym roku z obrazem "Pan T." został niezwykle ciepło przyjęty. Nieprzerwanie należy bowiem do grupy najpopularniejszych polskich aktorów. Jego początki nie były jednak łatwe. Opowiedział o tym w najnowszych wywiadach.

Paweł Wilczak o początkach kariery

Już od naprawdę wielu lat Paweł Wilczak jest obecny w polskim show-biznesie. Najbardziej zasłynął z roli w serialu "Kasia i Tomek", na planie którego poznał swoją dzisiejszą partnerkę, Joannę Brodzik. Okazuje się jednak, że zanim zaczął odnosić pierwsze sukcesy, nie było łatwo. Gdy nie otrzymywał propozycji z branży filmowej, musiał pracować w innych zawodach. Teraz się tego nie wstydzi, gdyż mówi, że nawet wiele hollywoodzkich gwiazd zarabiało pieniądze w podobny sposób.

Imał się różnych zajęć. Pracował na budowie, sprzedawał patelnie i nesesery, jeździł ciężarówką. Był także kelnerem. Nawet w tej pracy zdarzały się nieciekawe historie, gdyż goście uciekali nie płacąc rachunków. Wówczas Wilczak musiał oddawać swoje napiwki szefowi. Przez to borykał się z problemami finansowymi. W najnowszym wywiadzie dla "Plejady" zdradził:

Nie było to nic miłego, bo przecież rachunki musiałem za coś płacić. Przez długi czas się do tego nie przyznawałem, ale był taki moment, kiedy niemalże nie wychodziłem z domu, bo nie miałem pieniędzy na życie. (...) Pomieszkiwałem wtedy u znajomej, która pracowała gdzieś za granicą i nie było jej w domu. Wyjadałem jej więc z szafek kuchennych Nesquik i CornFlakesy oraz inne paczkowane rzeczy. To mnie ratowało w tym najtrudniejszym okresie

Mimo ciężkich chwil, nie chciał, by pomagali mu rodzice. Pragnął być samodzielny i ponosić pełną odpowiedzialność za podejmowane przez siebie decyzje.

Oni nawet nie wiedzieli, że mam problemy i brakuje mi pieniędzy. Uważałem, że to jest mój problem. Przecież to ja podjąłem decyzję, że chcę zostać aktorem. Musiałem sam ponieść jej konsekwencje. Doskonale wiedziałem, że to taka, a nie inna profesja i że z pracą może być różnie

- powiedział w rozmowie z Michałem Misiorkiem.

Paweł Wilczak o reklamach i przerwie w karierze

Gdy już Paweł Wilczak odniósł kilka aktorskich sukcesów, na pewien czas pochłonęło go życie rodzinne. Nie pojawiał się wówczas w filmach i serialach, można go było za to oglądać w reklamach. Jak się okazuje, nie występował w nich wyłącznie dla zysku, a również w celu nabierania doświadczenia z pracą ze światowej klasy sprzętem. W wywiadzie z Karolem Paciorkiem wyznał:

Ja miałem do czynienia ze światem reklamy właściwie od momentu, kiedy ona powstawała w Polsce. Byłem i przed kamerą i za kamerą i obok kamery. (...) Wiele lat temu to było coś takiego, że na planach reklamowych były najlepsze sprzęty, sprowadzane z całego świata. Nadal są, ale teraz również na planach filmowych. Wtedy tak nie było. Ta różnica technologiczna była bardzo wyraźna. I bycie z ludźmi z całego świata i ze sprzętem, który jest naprawdę high class. Mnie to bardzo interesowało

Życie Pawła Wilczaka w tracie pandemii

Aktor w rozmowie z YouTuberem przyznał także, że w ostatnim czasie jego życie niezwykle się zmieniło. Wszystko za sprawą panującej pandemii. Wilczak powiedział, że nie rozumie ludzi, którzy bagatelizują wirusa. Sam praktycznie nie wychodzi z domu i obawia się zakażenia. Nie uczęszcza nawet do swojej ulubionej siłowni, w której jest stałym klientem od 18 lat.

Mnie to kompletnie pozbawiło w jakimś sensie możliwości wyboru i wolności. Już teraz mnie to mierzi. Ja nie mogę wychodzić do miejsc, które uwielbiam. Nie mogę chodzić do kina - znaczy mogę, ale mam świadomość zakażenia - restauracji czy barów, które normalnie bardzo często odwiedzam. Teraz chodzę tam tylko, jeżeli muszę lub jest jedyna taka możliwość

- powiedział w rozmowie z Karolem Paciorkiem.

Paweł nie boi się jednak, że koronawirus czy ryzyko zakażenia wpędzą branżę filmową w kłopoty. Nie sądzi także, by ludzie po zakończeniu pandemii nie wrócili do kin. Uważa, że tego klimatu nigdy nie zastąpi obejrzenie produkcji w domowym zaciszu.

Kino miało przepowiadaną śmierć już od lat 30. Laptop nie zastąpi kina, telewizja nie zastąpi kina, bo kino to jest złożona rzecz. Do kina się idzie przede wszystkim, żeby zobaczyć film, przynajmniej w moim przypadku, ale trzeba kupić bilet, jak masz ochotę zaprosić koleżankę, kolegę. Może wcześniej iść na jakiegoś drinka. Po kinie pójść na kolację. Pogadać o tym, co się widziało... I może znajomość przejdzie w inną fazę. Przy laptopie tego nie ma.

Też tak uważacie?

Paweł Wilczak na planie serialu "Usta usta". Zobacz wideo:

Zobacz też:

Autor: Sabina Zięba

podziel się:

Pozostałe wiadomości