Nie opuścił pacjentów mimo swojej choroby - Łukasz Goździewicz laureatem majowej Pozytywki: "Nagroda należy się całemu zespołowi"

Mimo wysokiej gorączki i zakażenia koronawirusem przez ponad tydzień czuwał nad 80 pacjentami. Doktor Łukasz Goździewicz i jego żona do samego końca nie chcieli odejść od łóżek chorych. Kiedy sam trafił do szpitala, przez wiele dni trwała batalia o jego życie. Doktor Goździewicz i jego rodzina byli gośćmi Dzień Dobry Wakacje.

Łukasz Goździewicz laureatem Pozytywki

Dla niego przysięga Hipokratesa to świętość. Oto lekarz, który nie opuścił pacjentów z Covid-19, choć sam był chory.

Łukasz Goździewicz jest internistą, neurologiem, geriatrą i specjalistą medycyny paliatywnej. Na co dzień pracuje w założonym przez siebie i żonę Centrum Opieki Długoterminowej w Kaliszu, gdzie przyjmowane są osoby po udarach, z demencją, niewydolne oddechowo.

10 kwietnia małżeństwo zostawiło trójkę dzieci pod opieką dziadków, a potem zamknęło się w placówce z ponad 80 pacjentami i 16 członkami personelu. Prawdopodobnie pierwszą pacjentką z koronawirusem była kobieta przywieziona do ośrodka pod koniec marca. Mimo zaostrzonych środków bezpieczeństwa sanitarnego doszło do kolejnych zarażeń, także wśród personelu Centrum. Osobą z pozytywnym wynikiem był również doktor Goździewicz. Choć był zakażony koronawirusem, wraz z żoną do samego końca nie chciał odejść od łóżek pacjentów. Jednak pewnego dnia na tyle źle się poczuł, że zgodził się na przewiezienie do szpitala, gdzie przez wiele dni lekarze walczyli o jego życie.

To jest niespodziewana nagroda dla mnie. Tak naprawdę ta nagroda należy się całemu zespołowi, który z nami zajmuje się chorymi pacjentami w Kaliszu

- podkreślał doktor Łukasz Goździewicz odbierając Pozytywkę.

Łukasz Goździewicz - lekarz i tata superbohater

Obecnie doktor Goździewicz powoli wraca do pełni sił. Od tygodnia znowu pracuje.

Teraz czuję się dobrze, minął miesiąc, wróciłem do zdrowia

- powiedział zwycięzca majowej Pozytywki.

Żona nie pozwala mu się jednak forsować tak, jak wcześniej.

Taki zawód, to normalne, że lekarz dba o pacjentów . Natomiast byłam zła, że stawiał opór, że do szpitala nie pojedzie. Jak przyszła ta krytyczna noc, kiedy było 41 stopni gorączki i nie kontaktował, już się nie odzywał, została wezwana karetka, która zabrała go do szpitala zakaźnego. To był ostatni moment, gdy trzeba było te drastyczne kroki podjąć. Gdyby nie pojechał, to myślę, że dzisiaj by z nami nie siedział

- mówiła Ewa Goździewicz.

Dzieci są z niego bardzo dumne.

Jak wrócił ze szpitala, powiedziałam mu, że bardzo tęskniłam i cieszę się, że jest zdrowy. Byłam bardzo szczęśliwa

- wspominała córka Zofia.

To był nerwowy czas - przyznał jej starszy brat Kacper.

Gdyby nie babcia i dziadek, którzy nam pomogli i się nami opiekowali, to byłoby zdecydowanie ciężej. W tym momencie jest świetnie, rodzice wrócili do nas. Umocniło to nas na pewno

- ocenił Kacper Goździewicz.

Dla mnie tata jest superbohaterem. Ratował innych ludzi, jak sam był w chorobie. Naprawdę musi być człowiek silny, żeby tak robić

- podsumował Kajetan, młodszy syn pana Łukasza.

"Walczyli o życie pacjentów i swoje" - obejrzyj reportaż Magdy Nabiałczyk:

''Walczyli o życie pacjentów i swoje''

Nie oglądałeś Dzień Dobry TVN na antenie? Pełne odcinki znajdziesz w serwisie Player.

Zobacz też:

Wzrost zakażeń koronawirusem w Europie i tłumy na plażach. Światowa Organizacja Zdrowia ostrzega

Na Pomorzu wciąż rośnie liczba zakażonych koronawirusem. „Czy jesteśmy na to przygotowani?”

Polski lekarz zarażony koronawirusem zmarł w USA. "Był niezwykłym człowiekiem, który dbał i kochał swoich pacjentów"

Autor: Luiza Bebłot

  • 30 lat doświadczenia
  • Od 2014 roku z misją w Ukrainie, z biurem pomocowym w Kijowie
  • Opiera się na 4 zasadach: humanitaryzmu, bezstronności, neutralności i niezależności
  • Regularnie publikuje raporty finansowe ze swoich działań
podziel się:

Pozostałe wiadomości