Heroiczna postawa pielęgniarki z Kozienic. Zmarła na koronawirusa 8 dni przed emeryturą. "Mogła odejść i wtedy by tego nie było"

''Heroiczna postawa pielęgniarki z Kozienic'', reporter: Magda Nabiałczyk
Grażyna Krawczyk była pierwszą polską pielęgniarką, która zmarła z powodu zakażenia koronawirusem. Do drastycznego załamania jej stanu zdrowia doszło w trakcie transportu do warszawskiego szpitala zakaźnego. - Po pogrzebie rozpłakałem się, nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Teraz tylko na zdjęcia mogę popatrzeć - powiedział ze smutkiem mąż kobiety.

Grażyna Krawczyk była kochającą żoną, mamą i babcią. Od ponad 38 lat pracowała w zawodzie pielęgniarki i do przejścia na emeryturę pozostało jej tylko kilka dni. Była niezwykle zaangażowana w swoją pracę.

Nieraz przyjechała do domu i płakała. Dlaczego? Dlatego, że na przykład starsza osoba prosiła, żeby za rękę ją wziąć, kiedy umierała

- wspomina mąż pani Grażyny, Andrzej Krawczyk.

Trzeci test pozytywny

W wielkanocny poniedziałek wieczorem kobieta pojechała na swój dyżur do Szpitala Powiatowego w Kozienicach. Kiedy następnego dnia zasłabła podczas wykonywania obowiązków służbowych, zdecydowano o pozostawieniu jej na oddziale.

Pani Grażynie trzykrotnie wykonano test na obecność koronawirusa i dopiero ostatni wynik okazał się pozytywny. Lekarz prowadzący uznał, że najlepiej będzie przetransportować ją do jednoimiennego szpitala zakaźnego w Warszawie.

Zadzwoniła po ósmej, żeby jej przywieźć ciuchy

- powiedział Pan Andrzej.

Ubrania zawiozła pielęgniarce najmłodsza córka.

Poprosiłam mamę, żeby jeszcze wyszła do okna i przez telefon dosłownie ze dwie minuty rozmawiałyśmy. (...) Była zmęczona, dyszała. Jej głos był inny niż zawsze

- wspomina Kinga.

Godzinna reanimacja

Kiedy Pani Grażyna weszła do karetki i poczuła się gorzej, ratownicy wezwali jedną z lekarek, która po przyjściu na miejsce uznała, że pacjentka jest stabilna. Jednak podczas transportu do Warszawy stan kobiety bardzo się pogorszył. Po dotarciu ambulansu do szpitala MSWiA okazało się, że sytuacja jest dramatyczna. Personel medyczny robił wszystko, by przywrócić pani Grażynie funkcje życiowe, ale niestety bezskutecznie.

Zadzwoniła pani, że mamę reanimowali godzinę. Nawet nie musiała kończyć, bo już wiadomo było o co chodzi. Nie mogłam uwierzyć. Nie życzę nikomu takiej sytuacji

- powiedziała Kinga.

Rodzina nie może pogodzić się ze stratą.

Po pogrzebie rozpłakałem się, nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić i zdecydowałem się pojechać do Białowieży. No ale cóż - dziś wróciłem a żony nie ma. Nie ma i nie będzie. Ostatnio widziałem ją trzynastego (kwietnia 2020 r.) o 18.35. Teraz tylko na zdjęcia mogę popatrzeć

- stwierdził smutno Pan Andrzej.

>>> Zobacz także:

Nie oglądałeś Dzień Dobry TVN na antenie? Pełne odcinki znajdziesz w serwisie Player.

Autor: Iza Dorf

podziel się:

Pozostałe wiadomości