Czy 3 filary miłości według Sternberga dotyczą wszystkich par? Psycholog: "W życiu mało rzeczy mamy idealnych"

Kobieta i mężczyzna z tatuażami leżą w łóżku
Laetizia Haessig/Getty Images
Źródło: EyeEm
Udany związek to jedna z największych radości w życiu. Odnalezienie bratniej duszy, bliskości, zrozumienie, pożądanie, rozmowy do nocy lub po prostu wspólne milczenie. To chwile bezcenne, których nie da się niczym zastąpić. Czy istnieją zatem sposoby, aby nasz związek był udany, trwały i szczęśliwy? O tym postanowiłam porozmawiać z Katarzyną Kucewicz, psycholożką, psychoterapeutką i seksuolożką.

Trzy filary prawdziwej miłości

Słyszeliście kiedyś o teorii miłosnego trójkąta? Definicja opisana przez amerykańskiego psychologa Roberta Sternberga wyjaśnia istotne fundamenty, na jakich powinien opierać się każdy zdrowy związek. Zdaniem specjalisty, żeby można było mówić o dobrze rokującej relacji, partnerów powinny połączyć trzy filary: namiętność, intymność i przywiązanie lub poczucie obowiązku. Dlaczego? To właśnie połączenie tych komponentów prowadzi do miłości doskonałej. Jak je zdefiniować?

  • Namiętność - emocje, emocje i jeszcze raz emocje. Zachwyt, pożądanie, radość, "motylki w brzuchu", a także ból, tęsknota czy zazdrość. Ten filar odpowiada za stałą i silną tendencję do poszukiwania jedności zarówno fizycznej, jak i emocjonalnej z naszym partnerem.
    • Intymność - to nic innego jak znajomość drugiej połówki, bliskość duchowa i psychiczna, pełne zaufanie, a także naturalna troska, pragnienie dbania o dobro partnera oraz przeżywanie szczęścia w jego obecności. Nie zapominajmy także o szacunku i wzajemnym zrozumieniu.
      • Poczucie obowiązku lub przywiązanie - to chęć utrzymania stałości związku i poczucie odpowiedzialności wobec niego. To również przezwyciężanie przeciwności losu i dbanie o relację nawet w najtrudniejszych momentach. Ponadto wspólna realizacja celów, wierność i lojalność.

        Miłość kontra rzeczywistość

        Te trzy składniki Robert Sternberg wymienia jako konieczne do zbudowania trwałego i szczęśliwego związku. Nie każdy człowiek, a tym bardziej para jest taka sama. Co w przypadku, gdy u jednej ze stron przeważać będzie namiętność, podczas gdy druga będzie wykazywała więcej przywiązania? Jak sytuacja kształtuje się w życiu codziennym i czy rzeczywiście istnieją sprawdzone sposoby na stworzenie szczęśliwego związku? Te kwestie wytłumaczyła Katarzyna Kucewicz.

        Nastazja Bloch: Czy istnieje recepta na udany związek?

        Katarzyna Kucewicz: Tak, ale problem polega na tym, że każdy związek ma swoją receptę. To, co będzie się sprawdzało w moim związku, niekoniecznie będzie się sprawdzało w związku mojej przyjaciółki. Jeden składnik tej recepty, obecny we wszystkich przepisach na udany związek to na pewno: uwrażliwienie na partnera, czyli branie pod uwagę jego potrzeb, jego oczekiwań, tego, co mówi. Ale żeby było zdrowo, to musi działać w dwie strony, a dodatkowo jeszcze każde z partnerów powinno równie czule zwracać uwagę na samego siebie. Dbanie o siebie i dbanie o kogoś równocześnie jednak bywa bardzo trudne. Często bowiem ludzie albo dbają niemalże tylko o siebie, albo tylko o partnera.

        NB: Robert Sternberg przedstawił trzy filary idealnej miłości. Najczęściej jednak mamy do czynienia ze związkami o różnym nasileniu komponentów namiętności, intymności i zaangażowania. Co w przypadku, gdy w związku jest troska, przyjaźń, a nie ma pożądania? Lub wręcz odwrotnie, gdy związek opiera się tylko na pożądaniu?

        KK: To wszystko zależy od pary. Sternberg mówi o idealnej miłości - ale w życiu mało rzeczy mamy idealnych. Zatem w wielu związkach możemy zauważyć, że któryś komponent zanika, wypala się, traci na mocy. Warto wówczas pomyśleć, co możemy zrobić, żeby przywrócić do relacji więcej wzajemnej troski, przyjaźni, czy seksu, ale też zastanowić się, co takiego się wydarzyło, że już między nami nie iskrzy? To ważne by poświęcać czas, tak przynajmniej raz na dwa miesiące na to, by usiąść i pogadać z partnerem, jak nam jest w tym naszym związku, jak się czujemy w nim, czy jest spełnienie, czy podoba nam się aktualna dynamika tej relacji. Bo może być tak, że zanika namiętność, ale mamy taki etap jako para, że nie przeszkadza nam to. I to jest w porządku, o ile żadna ze stron nie cierpi.

        NB: Sam autor teorii podkreśla, że miłość doskonała dotyczy niewielkiej ilości par. Powinniśmy pozwalać sobie na miłość niedoskonałą?

        KK: Otóż to, dążenie do ideału jest najgorszą opcją z możliwych. Bo miłość nie może być wyzwaniem na liście. Nie może być stale poddawana ocenie i porównywana. Żyjemy w czasach wszechobecnej krytyki i dążenia do doskonałości. W czasach, w których maksymą staje się zdanie "zamień dobre na lepsze". Ta zasada początkowo dotyczyła technologii, np. Internetu: zamień swój szybki Internet na jeszcze szybszy. Dzisiaj dotyczy całego naszego życia. Czyli nierzadko mając bardzo atrakcyjnego partnera, my rozmyślamy, że może za rogiem jest ktoś jeszcze ciekawszy, jeszcze lepszy. To sprawia, że zaczynamy się zniechęcać, że mamy niską tolerancję na niedoskonałości naszych partnerów. Nie tędy jednak droga. Myślenie w taki sposób sprawi, że na koniec dnia wylądujemy sami. Bo ideałów nie ma i nie ma takiego partnera, który by nigdy nas nie zdenerwował, nie rozdrażnił, nawet w jakimś stopniu nie rozczarował. Ważne, tylko żeby nie było to permanentnym uczuciem w relacji.

        NB: Zazwyczaj to chyba kobiety oczekują wyższego poziomu zaangażowania, a mężczyźni starają się tego unikać. Przeczytałam kiedyś że, aby nauczyć się kochać trwale, nasza miłość do partnera powinna zmieniać się i dojrzewać. Może kluczem do sukcesu jest po prostu danie sobie czasu?

        KK: Ja myślę, że osoba gotowa do relacji angażuje się w nią. Ale często my oczekujemy od kogoś niegotowego, że będzie w stanie to zrobić. I to jest dramatyczne. Czy czas może pomoc? W niewielkim stopniu. Oczywiście związek to relacja, która się intensywnie zmienia z czasem. Ale jeśli wchodzimy w relację z osobą nieodpowiedzialną, skupioną tylko na sobie, rozglądającą się za innymi, to liczenie, że z czasem coś się zmieni, jest ryzykowne. Niestety często mamy takie wrażenie, że nasza miłość sprawi, że ktoś się nauczy odpowiedzialności, że stanie się kochającą, czułą osobą. Myślenie w ten sposób może nas kosztować sporo nerwów. Na początku naszej rozmowy mówiłam o uwrażliwieniu na druga stronę. I tu się ono nam sprawdzi. Jeśli będziemy obserwować partnera i rozumieć, jaki on jest, a nie myśleć życzeniowo (jaki mógłby być, jeśli go zmienimy), to unikniemy rozczarowań.

        NB: Są pary, które nigdy się nie rozstają. I choć z zewnątrz wygląda to bardzo romantycznie, zastanawia mnie jednak, czy jest to zdrowe dla relacji? Co z przestrzenią na własne pasje, zainteresowania?

        KK: Jeśli obojgu to odpowiada - to nie ma problemu. Pytanie tylko, czy na pewno każda strona czuje się w relacji równie spełniona. Generalnie dobrze jest mieć czas dla siebie, mieć przestrzeń osobistą na własne sprawy, na własne pasje, mieć też osobę, która będzie naszym powiernikiem, nie tylko przyjaciół rodzinnych. Dobrze jest mieć, choć kawałek własnej przestrzeni, bo to sprawia, że dla partnerów jesteśmy ciekawsi, frapujący. Jeśli spędzamy 100% czasu ze sobą i jesteśmy niemalże jednym organizmem, to istnieje spora szansa, że taka symbioza zniszczy namiętność.

        NB: "Nie potrzebuję cię, ale chcę być z Tobą". Jak zachować autonomię w relacji i sprawić by druga strona nie czuła się lekceważona?

        KK: Wszystko polega na właściwym dogadaniu się ze sobą i słuchaniu o swoich potrzebach. Często obserwuje taką sytuację: osoba się poświęca przez kilka lat, a potem znienacka mówi „o nie, już koniec, teraz chce żyć dla siebie”. I jest zdziwiona, że partner reaguje na to złością i frustracja. Nie dziwne, bo przyzwyczaił się do wygody, a teraz nagle zauważa, że coś się zmienia. Dużo lepsze by było nie poświęcać się, tylko odważnie mówić o tym jakiej autonomii nam potrzeba, i pytać, jak partner się z tym czuje. Dbać o swoją niezależność, ale też i rozmawiać o tym z drugą stroną, o jej rozterkach i obawach wynikających z tego, że chcemy więcej być sami ze sobą. Bo zwykle ludzie autonomie rozumieją jako przytyk: nie jesteś dość ciekawy, żebym chciała być z Tobą cały czas.

        NB: Rzadko kto otwarcie potrafi przyznać się do błędu. To chyba jedna z zasad udanej relacji?

        KK: To prawda. A przy tym błądzić jest rzeczą ludzką. Wszyscy popełniamy błędy, mówimy czasem słowa, które nie brzmią tak, jak trzeba, ranimy siebie nieprzemyślanymi zachowaniami. Powiedzenie szczerego przepraszam i umiejętność przyznania, że zrobiło się błąd, jest niezbędna, żeby relacja była zdrowa, a nie toksyczna.

        NB: "Udany związek wymaga wielokrotnego zakochiwania się ciągle w tej samej osobie" (Mignon McLaughlin). Piękny ten cytat, ale czy realny w długoletnich relacjach?

        KK: To jest kwestia tego, czy związaliśmy się z partnerem, który nas naprawdę interesuje, ciekawi, czy jako człowiek jest on dla nas atrakcyjny. Jeśli tak, to całe życie go poznajemy, jesteśmy zainteresowani jego zmianami, progresem, dostrzegamy różne niuanse. Każdy człowiek co kilka lat zmienia się, zmieniają się jego nawyki, upodobania, potrzeby. Nadążają za tym tylko ci, których partner naprawdę obchodzi i interesuje. Wielokrotne zakochiwania się w sobie to jest właśnie odkrywanie tych zmian u partnera, podążanie za tym, kim się staje, jak się przeistacza na przestrzeni czasu. I cieszenie się z tego. Często obserwuję, że ludzi nie cieszą zmiany. Boimy się ich, kojarzą nam się na przykład z kryzysem wieku średniego. Nierzadko w mojej pracy pojawiają się pacjentki, które mówią "on mnie na pewno zdradza, zaczął chodzić na siłownie". Albo pacjenci: "zmieniła fryzurę po 5 latach, jak nic ma romans w pracy". Mając takie podejrzliwe podejście do ukochanych, budujemy mur.

        NB: Co jest najważniejszym elementem spajającym miłość?

        KK: Zawsze to powtarzam i pewnie nieprędko zmienię zdanie- najważniejszym elementem spajającym miłość jest przyjaźń i szacunek do siebie. Jeśli para naprawdę się lubi. Tak po prostu, jak człowiek człowieka to różne historie jej nie połamią, nawet te najgorsze. Ale jak ludzie się nie lubią i budują związek tylko w oparciu o np. seks, to szybko zaczynają się pojawiać nieporozumienia i prędzej czy później na arenę wjeżdża kryzys. Dlatego- chociaż intymność to super ważna komponenta relacji - ja stawiam jednak na to, by się ze sobą przede wszystkim dobrze dogadywać.

        Czy zawsze powinniśmy mówić partnerowi o zdradzie? Psycholog wskazał wyjątkowe sytuacje. Zobacz wideo:

        Zobacz także:

        Jak pandemia wpływa na bliskość? "Wciąż nas ciągnie do siebie"

        Japończycy przestają uprawiać seks: "Widać brak dzieci". Czy Polaków czeka to samo?

        Jak wyglądają randki w pandemii? "Ludzie bardziej boją się koronawirusa niż chorób przenoszonych drogą płciową"

        Autor: Nastazja Bloch

        Źródło zdjęcia głównego: EyeEm

        podziel się:

        Pozostałe wiadomości