Czworo pacjentów straciło wzrok po zabiegu wykonanym w tej samej klinice. Prokuratura bada sprawę od 5 lat

Źródło: UWAGA! TVN
Jeden dzień zmienił ich całe życie. Cztery osoby podały się temu samemu zabiegowi okulistycznemu, w tej samej klinice. Wszystkie straciły wzrok wkrótce potem. Historia została pokazana w reportażu programu "UWAGA!" TVN.

Przed zabiegiem pani Stanisława pracowała w przedszkolu. Pan Marcin jako zawodowy kierowca. Z kolei 70-letnia pani Mirosława i 85-letnia pani Cecylia (z powodu braku sił nie wystąpiła przed kamerą) są już na emeryturze. Jeden dzień zmienił życie całej czwórki.

- Miałam wydłużony obraz. Dostałam skierowanie do poradni siatkówki oka, do szpitala. Po badaniach, pani doktor zaproponowała mi zastrzyk w nowej klinice, w której jest zatrudniona. To była klinika prywatna – opowiada pani Mirosława.

- Widziałam normalnie, ale nie miałam ostrości. Przyjmowała mnie pani doktor i powiedziała, że proponuje podać do oka zastrzyk. Powiedziała, że jak poda go do oka, to będzie wiedziała, od czego ma zacząć leczenie – wskazuje pani Stanisława.

- Miałem lekkie zakłócenie od góry oka. Pani doktor zaproponowała mi podanie leku. I, że będzie to kosztowało 1 tys. zł – dodaje pan Marcin.

Pacjenci skierowani do prywatnej kliniki okulistycznej

Okulistka ze szpitala wszystkich pacjentów skierowała do prywatnej kliniki, w której pracowała. Wszyscy przeszli tam płatny zabieg wstrzyknięcia do oka tego samego leku.

- Jak mi podawała ten zastrzyk… płakałam, po prostu wrzeszczałam. To był taki ból… pani doktor powiedziała, żeby jeszcze chwilę wytrzymać, że zaraz skończy – wspomina pani Stanisława.

- Po 24 godzinach zaczął się horror. Całą noc przesiedziałam w jednym miejscu, oparta o ścianę. Głowa mnie strasznie bolała i nie mogłam nią ruszyć – relacjonuje pani Mirosława.

- Zorientowałem się, że na to oko nie widzę. Strasznie bolała mnie głowa. Zadzwoniłem do pani doktor i powiedziała: "Natychmiast proszę przyjechać do szpitala" – dodaje pan Marcin.

- Jak się zgłosiłam do szpitala, to się okazało, że pozostałe trzy osoby, które miały w tym samym dniu podany zastrzyk, już są w szpitalu – mówi pani Mirosława. - Wiedziałam, że coś się stało – dodaje pani Stanisława.

Dramatyczna diagnoza, ból i strach

Pacjenci mieli identyczne objawy - poważnego zapalenia gałki ocznej. Każdy z nich przestał widzieć na oko, do którego został podany zastrzyk.

- W tym samym dniu wzięli nas po kolei na zabieg płukania oka. Urodziłam dziecko, ale poród to był ułamek tego bólu, co myśmy przeszli – zaznacza pani Mirosława.

Dwóch z czterech pacjentów przewieziono do szpitala w Katowicach, do placówki o wyższym standardzie leczenia w okulistyce. Pozostali byli dalej leczeni w szpitalu w Kędzierzynie Koźlu, skąd zostali wypisani do domu. Pani Mirosława po tym czasie poprosiła o skierowanie do szpitala w Katowicach. Lekarz początkowo proponował tam wstawienie sztucznej gałki ocznej.

- Ale w końcu zgodził się i powiedział: "Będziemy starać się utrzymać gałkę oczną, ale wzroku już nigdy pani nie odzyska". To były akurat moje 70. urodziny.

W szpitalu w Katowicach pani Mirosława przeszła skomplikowaną operację oka. Następnie na wizycie kontrolnej kobieta usłyszała od lekarza coś, co ją zszokowało. - Powiedział, że gdyby zakażenie doszło do mózgu nie byłoby odwrotu.

Niewyjaśniona utrata wzroku

Od tych wydarzeń każdy z czwórki pacjentów do dziś nie widzi na jedno oko. Pani Stanisława ze swoim kalectwem już nie wróciła do pracy w przedszkolu, a pan Marcin już nie może pracować, jako kierowca samochodów ciężarowych.

- Nie widzę na lewe oko. Noszę brązową soczewkę, żeby jakoś wyglądać – ubolewa mężczyzna.

Pacjenci podejrzewają, że przyczyną utraty przez nich wzroku było zakażenie, do którego mogło dojść podczas zabiegu w prywatnej klinice. Po przyjęciu ich do szpitala był pobierany wymaz z ich oczu. Ale jak poinformował dyrektor placówki wynik nie wykazał zakażenia bakteryjnego.

Prokuratura prowadzi sprawę utraty wzroku przez czwórkę pacjentów już od pięciu lat.

- Czas trwania tego postępowania jest prostą konsekwencją czynności dowodowych, w szczególności uzyskania opinii biegłych w zakresie medycyny – tłumaczy prok. Stanisław Bar, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Opolu. I dodaje: - W ocenie biegłych przestrzegane były wszelkie reguły aseptyczności, to znaczy, aby nie doszło do zakażenia używanych instrumentów, jak również samego preparatu, który pochodził z jednej ampułki. Zostało przeprowadzone badanie ampułki, zleciła je sama pani doktor. Wynik tego badania był negatywny.

- Ludzie pokrzywdzeni - cztery, starsze, schorowane osoby, które utraciły wzrok, tak naprawdę nie wiedzą, na czym stoją. Nie wygląda, żeby ta sprawa zmierzała w dobrym kierunku. Żeby miała korzystny dla naszych pokrzywdzonych finał – zwraca uwagę mec. Bartłomiej Kruszyński, pełnomocnik pokrzywdzonych.

Po utracie wzroku część osób załamała się. - Miałam myśli samobójcze , myślałam, że ze sobą skończę – przyznaje pani Mirosława.

- Chciałam sobie odebrać życie. Naciągnęłam do końca insuliny, położyłam na stół, siedziałam przy stole. I mówię: "Nic mnie nie będzie boleć". A jak podam sobie tę insulinę to tylko zasnę, jak mnie nikt zaraz nie uratuję, to będę spała. Siedziałam tak, ale spojrzałam na zdjęcia dzieci i wnuków. Zdecydowałam, że tego nie zrobię, bo oni mnie jeszcze potrzebują – opowiada pani Stanisława.

I zaznacza, że nikt z kliniki się z nią nie skontaktował i nie powiedział przepraszam.

Przedstawiciele prywatnej kliniki komentują

Dlaczego nikt z prywatnej kliniki nie interesuje się losem czwórki pacjentów, którzy nieodwracalnie stracili wzrok i dlaczego nie zostały przebadane wszystkie preparaty zaaplikowane w trakcie zabiegu? Postanowiliśmy zapytać o to kierownictwo kliniki.

Przedstawiciele kliniki jednak nie autoryzowali swoich wypowiedzi. Prezes placówki poinformował, że jest mu przykro z powodu tego co się stało oraz, że sprawa wedle jego wiedzy jest wciąż badana przez prokuraturę. Podkreślał, że wewnętrzna komisja powołana w zarządzanej przez niego klinice nie stwierdziła, aby doszło do uchybień w postępowaniu przy zabiegu i zastosowanych procedurach medycznych.

Prezes pytany o badanie mikrobiologiczne użytych preparatów i ich opakowań, odparł, że takie badanie nie było możliwe, ponieważ po każdym zabiegu wszystko jest od razu utylizowane. Pracujący w klinice lekarz okulista, towarzyszący prezesowi podczas prowadzonej rozmowy powiedział, że wśród ewentualnych możliwych powikłań przy takim zabiegu, zdarzają się zapalenia gałki ocznej , które nie są związane z zakażeniem bakteryjnym. Prezes placówki zadeklarował, że każdy z pacjentów, który stracił nieodwracalnie wzrok, zawsze może liczyć na opiekę lekarską w ich klinice.

Pacjenci mają żal. "Zaufałam lekarzowi"

- Gdyby mnie jedną to spotkało mogłoby nie być sprawy, bo mogłabym być uczulona na jakiś składnik. Ale stało się tak u czterech osób po kolei i nie jest to przypadek – uważa pani Mirosława.

- Wiem, że nikt nikomu krzywdy nie chce zrobić. Ale jeżeli już tę krzywdę zrobi to niech nadstawi klatę i powie prawdę, co zrobił – dodaje pan Marcin.

- Będę miała żal do końca mojego życia. Gdyby pani doktor powiedziała, że może być gorzej, że nie będę widziała wcale, to bym podziękowała i pojechała do domu z córką. Zaufałam jej, jako lekarzowi – kwituje pani Stanisława.

Cały reportaż zobaczysz na stronie programu "Uwaga!" TVN.

Zobacz wideo: Achromatopsja – całkowita ślepota barwna. Jak wygląda świat bez kolorów?

Źródło: Dzień Dobry TVN/x-news

Zobacz także:

Autor: Kamila Glińska

Źródło: UWAGA! TVN

podziel się:

Pozostałe wiadomości