Cierpi na anoreksję, na TikToku chce pomóc innym. "Przez chorobę tracimy zbyt dużą liczbę wspaniałych osób"

Na zaburzenia odżywiania cierpią też dzieci
Ola ma 18 lat, od trzech choruje na anoreksję. W marcu tego roku, kiedy zrozumiała, że organizm daje jej ostatnią szansę, postanowiła podjąć zdecydowaną walkę z chorobą. Zbiegło się to z założeniem konta na TikToku. To właśnie tam nastolatka opowiada swoją historię, by pomagać innym osobom zmagającym się z zaburzeniami odżywania.

Anoreksja. Aleksandra Florkowska opowiada o chorobie

Karolina Rybińska, redaktorka dziendobry.tvn.pl: Kiedy zorientowałaś się, że jesteś chora?

Aleksandra Florkowska: Przez bardzo długi czas, pomimo słów terapeutów, rodziców czy nawet diagnozy pani psychiatry, wypierałam to, że mogę chorować na anoreksję. Ciągle tłumaczyłam to słowami, że wcale nie jestem taka chuda, żeby chorować, nie jestem jak inne anorektyczki.

Byłam tak zapatrzona w zakrzywione zwierciadło, które to każdego dnia podpowiadało mi, że ciągle jestem niewystarczająca, że wszystko wokół stało mi się obojętne, a dla mnie w tamtym czasie było to zupełnie naturalne. Nawet nie zorientowałam się, że zaczynam tracić wszystko. Radość, pasje, cele, przyjaciół.

Dopiero po dłuższych rozmowach z terapeutą zaczęłam zauważać wszystkie straty. Z perspektywy czasu dopiero dostrzegam, że to straszne, że musiałam stracić wszystko, by pozwolić sobie pomóc.

K.R.: Jak się objawia choroba i jakie były pierwsze sygnały, które niepokoiły Ciebie lub Twoją rodzinę?

A.F.: Oczywiście najbardziej stereotypowym objawem anoreksji jest mocna utrata wagi, jednak chciałabym bardzo podkreślić, że NIE MUSISZ BYĆ WYCHUDZONY, ŻEBY CHOROWAĆ! Nie zapominajmy, że zaburzenia odżywiania są w głównym stopniu chorobą głowy, nie ciała.

U mnie choroba rozwijała się bardzo stopniowo. Na samym początku zaczęłam zwracać zbyt dużą uwagę na liczby, które wyświetlają się na wadze. Poranne ważenie stało się dla mnie wyrocznią, gdy wyświetlało się mniej - mogłam pozwolić sobie na uśmiech, jednak gdy było więcej, to automatycznie cały dzień chodziłam pełna lęku i obawy. Z każdym kolejnym dniem zaczęłam jeść coraz mniej. Czułam, jakby coś zaczęło mi podpowiadać, że będę lepsza, gdy będę jeść mniej. A przecież do tego dążyłam, do bycia najlepsza wersją siebie.

W pewnym momencie jedynym moim zainteresowaniem stało się jedzenie. Całe dnie potrafiłam spędzić siedząc na Instagramie, wyszukując przepisów, o jak najmniejszej liczbie kalorii, a w rozmowach nie poruszałam żadnego innego tematu niż jedzenie. Nagle zaczęłam bać się jeść posiłków przygotowanych przez innych, nie mówię tu nawet o wyjściach do restauracji, bo z nich całkowicie zrezygnowałam. Na spotkania rodzinne szłam tylko z przygotowanym przez siebie posiłkiem.

Moi rodzice na początku nie zauważali, że ich córka może mieć jakiś problem, bo byłam mistrzynią maskowania wszystkiego. W pewnym momencie wygłodziłam się na tyle, że cały świat był przeze mnie widziany w szarych barwach. Zapomniałam, co to znaczy szczęście.

K.R.: Co jest najtrudniejsze w anoreksji?

A.F.: Nie do końca powiedziałabym, że najtrudniejsze, ale najgorsza jest ta cała samodestrukcja. To, że w pewnym momencie nawet nie wiesz, kim jesteś. Z osoby niezwykle towarzyskiej, otwartej, uśmiechniętej, stałam się zamkniętą w sobie, niewychodzącą z domu dziewczyną, której jedynym życiowym celem stało się dążenie do jak najniższej wagi. Najgorsze było to, że byłam całkowicie świadoma konsekwencji wygłodzenia, ale z bezsilności mnie one już nie przerażały, bo przecież i tak nic już nie miało dla mnie sensu. Zapomniałam, kim była Ola, jak wygląda życie bez obsesyjnych myśli o jedzeniu, jak można jeść, to co i ile się chce, bez wyrzutów sumienia i późniejszego analizowania, w jaki sposób pali się dostarczone kalorie.

K.R.: Na TikToku mówiłaś o wyrzutach sumienia, one towarzyszyły Ci codziennie?

A.F.: Niestety, chorując, wyrzuty sumienia towarzyszą nie tyle co codziennie, ale i nawet cały czas. Nawet gdy teraz jem ze świadomością, że zmieniam swoje życie na lepsze, przy każdym posiłku towarzyszy mi ogromny lęk. Jedyne, czego jestem pewna, to tego, że nie mam zamiaru przerywać walki, bo wiem, że nie mam nic do stracenia.

K.R.: To są napady?

A.F.: Zaburzenia odżywiania nie oznaczają wyłącznie głodówek, jak to większości może się wydawać. Podczas chorowania czasem organizm ma na tyle dość, że sam przejmuje kontrolę. Jest to najczęściej zjawisko niosące nazwę ,,ekstremalnego głodu” - stan, w którym nagle wszystkie dotychczasowe bariery znikają, a my potrafimy spożyć niewyobrażalną ilość jedzenia, nigdy nie odczuwając sytości. Doprowadziliśmy się do tego stanu, że sytość jest dla nas jest obca. Niestety, póki nie zaspokoimy wszystkich zachcianek organizmu, poprzez dostarczenie wszystkich niezbędnych wartości odżywczych, nigdy nie nauczymy się żyć. Teraz takie momenty tłumaczę sobie jako pomoc, coś niesamowicie cennego, dzięki czemu odzyskam szansę na życie, jednak wcześniej takie stany kończyły się kilkudniowymi głodówkami, przez które zaczynałam błądzić.

Pamiętam mój największy napad ekstremalnego głodu ponad 2 lata temu w tłusty czwartek, kiedy to podczas kilku minut wchłonęłam 36 pączków, nadal nie czując się syta! Do niedawna od tamtego zdarzenia unikałam pączków jak ognia, bo przypominały mi tylko o tym wydarzeniu, jednak ostatnio pokonałam tę barierę! Poszłam do cukierni, wybrałam pączka, na którego miałam ochotę i go zjadłam! Może wydawać się to dla innych dziwne, ale ja nie jestem w stanie wyrazić dumy wobec siebie, że nareszcie udaje mi się iść na przekór chorobie.

Anoreksja u nastolatków. Czasami konieczny jest pobyt w szpitalu

K.R.: Kiedy i dlaczego postanowiłaś zacząć się leczyć? Czy to był jakiś przełom, czy ta decyzja w Tobie dorastała przez pewien czas?

A.F.: Swoją terapię zaczęłam 3 lata temu, jednak w tamtym momencie nie była to moja decyzja. Leczyłam się z przymusu. Jak można się domyślać, terapia nie przynosiła żadnych efektów, bo oszukiwałam innych, a przede wszystkim siebie. Chorując czułam się bezpiecznie. Lęk przed jedzeniem nie przeszkadzał mi na tyle, żeby cokolwiek zmieniać kosztem wzrostu wagi, bo ona wciąż była dla mnie najważniejsza.

Chorując już ponad 3 lata mogę powiedzieć, że były różne momenty. Czasami chciałam pomocy, a czasem stanowczo nie chciałam zmian. Nigdy wcześniej nie byłam w 100% pewna, że chcę się leczyć. Myślę, że wynikało to z tego, że po prostu nie wyobrażałam sobie życia bez choroby. Nie miałam żadnego celu, pasji, czułam, że po prostu choroba to jedyne, co mi zostało. Jednak pewnego dnia usiadłam sama w swoim pokoju i zaczęłam analizować to, co chcę w życiu osiągnąć. Wtedy pojawił się pomysł rozpoczęcia czegoś zupełnie nowego. Zaczęłam rysować. Zauważyłam, że mogę czerpać przyjemność z czegoś innego niż tylko liczby na wadze. Pomimo tego, że rysuje stosunkowo krótko, już wiem, że chcę wiązać z tym przyszłość. To sprawiło, że każdego kolejnego dnia zaczynałam widzieć siebie w przyszłości. Rozwój otworzył mi furtkę do nowego życia.

Ostatecznie decyzję o intensywnej walce podjęłam w marcu tego roku, był to też moment, w którym założyłam swój profil na TikToku. Wtedy dostrzegłam, że organizm daje mi ostatnią szansę. Nie ukrywam, że moje ciało zaczynało dawać mi bardzo niepokojące sygnały. Po prostu zaczęłam się bać. Bałam się tego, że niedługo mogę stracić szansę na spełnianie marzeń.

K.R.: Co sprawiło, że zdecydowałaś się na pobyt w szpitalu - sama chciałaś czy zostałaś namówiona na to przez kogoś? Jak wyglądał ten proces?

A.F.: Oj, zdecydowanie nie była to moja decyzja. Mogę stwierdzić, że był to najgorszy moment dla mojej psychiki. Straciłam już nawet chęci życia. Jednak coś najgłębiej we mnie podpowiedziało, że powinnam powiedzieć o wszystkim mojej pani psychiatrze. Moja waga była bardzo niska, jednak okłamywałam wszystkich, że sobie poradzę, że nie potrzebuję hospitalizacji, gdy jednak doszły myśli samobójcze, nikogo nie interesowały moje obiecanki. Pamiętam, że w dzień przyjęcia do szpitala byłam chyba najgłośniejszą osobą na oddziale. Płakałam, krzyczałam, wyzywałam lekarzy, pielęgniarki, stałam się potworem. O dziwo pobyt w szpitalu wspominam zaskakująco dobrze. Przymusowe dożywianie sprawiło, że miałam więcej energii, a po czasie zaczęłam się nawet uśmiechać. Jednak muszę powiedzieć, że jedzenie było dla mnie jedyną terapią, bo tam miałam ją bardzo rzadko. Niestety szpital nie gwarantował mi tyle terapii, ile faktycznie potrzebowałam. Dlatego energia mi nie wystarczała. Każde ważenie kończyło się płaczem. Psychika nie nadążała nad ciałem. Uspokajałam się, obiecując sobie, że gdy wyjdę, znowu wrócę na dietę. Niestety dotrzymałam słowa.

Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała, że w szpitalu poznałam masę wartościowych osób, z niektórymi nawet do dziś utrzymuję bardzo dobry kontakt.

O anoreksji na TikToku

K.R.: O szpitalu dużo mówisz na TikToku. Nie miałaś problemu z otworzeniem się przed tysiącami widzów i szczerej opowieści na ten temat?

A.F.: Nigdy nie miałam z tym problemu. Zawsze tłumaczę, że otwierałam się już przed tyloma terapeutami, że i tak nie mam już nic do ukrycia. Swoją działalnością chcę uświadamiać innych, że choroby psychiczne nie są niczym, co sprawia, że jesteśmy gorsi, a proszenie o pomoc nie jest oznaką słabości.

K.R.: Jak ważna dla Ciebie była pomoc bliskich?

A.F.: Pomoc bliskich jest dla mnie największym skarbem, którego za nic w świecie nie chcę stracić. W gorszych momentach potrzebuję przypomnienia, o co walczę. Nigdy nie będę w stanie wyrazić wdzięczności mojej najbliższej przyjaciółce oraz rodzicom. Dziękuję im za to, że po prostu przy mnie są. Że wiedzą, kiedy zachować wobec mnie stanowczość, a kiedy po prostu potrzebuję ich bliskości.

K.R.: Dlaczego zaczęłaś swoją przygodę na TikToku? Co Ci on daje? To forma terapii?

A.F.: Pomyślałam, że pomagając sobie, dlaczego nie miałabym też pomóc innym. Coraz częściej słyszę od innych, że mają problemy z samoakceptacją oraz jedzeniem. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że zaburzenia odżywiania są tematem tabu, o którym nikt nie chce mówić głośno. Zawsze coś w środku mnie podpowiadało, że chcę to zmienić. Przez chorobę tracimy zbyt dużą liczbę wspaniałych osób. Myślę, że w głównym stopniu wynika to z braku świadomości konsekwencji choroby, a nawet gdy ona jest, to zamiatanie wszystkiego pod dywan po to, ,,by sąsiad nie wiedział”, na pewno nie jest w stanie nam pomóc.

Pokazując swoje przełomowe momenty, dzieląc się swoimi rozmyślaniami, a nawet gorszymi chwilami chcę pokazać, że to wszystko zależy od nas. To my tak naprawdę jesteśmy władcami własnych myśli i tylko my swoim samozaparciem możemy zmienić swoje życie na lepsze.

TikTok daje mi naprawdę wiele. W gorszych chwilach przypominam sobie, że chcę być przykładem dla osób zmagających się z tym problemem, dlatego nie mogę się poddać. Dziękuję każdemu widzowi za to, że towarzyszy mi w walce o życie!

K.R.: Zgłaszają się do Ciebie inne osoby z zaburzeniami odżywiania i proszą o radę?

A.F.: Takich wiadomości dostaje codziennie kilkadziesiąt. Z początku udawało mi się wszystkim odpisywać, bo wiadomo, że wiadomości było mniej, jednak teraz nawet pomimo tego że bardzo bym chciała pomóc każdemu osobiście, to nie jestem w stanie. Pokazuje to, ile osób szuka pomocy, której nie dostają albo dostają zbyt mało. Nie mówię tu tylko o pomocy od specjalistów, ale przede wszystkim od samego siebie. Dlatego w jak najbardziej szczegółowy sposób chcę dzielić się swoim wsparciem na TikToku.

K.R.: Na TikToku zdarza Ci się mówić o przełomach takich jak zjedzenie drożdżówki czy posiłku przygotowanego przez kogoś innego. Jak się czujesz teraz? Na jakim etapie leczenia jesteś?

A.F.: Wydaje mi się, że jestem na najważniejszym dla mnie etapie. Podjęłam ostateczną decyzję, że chcę być zdrowa. Wiem, że nikt za mnie tego nie zrobi. Jestem świadoma tego, z czym wiąże się walka oraz z jakimi myślami będę się zmagać przez najbliższy czas. Codziennie podejmuję kroki ku zdrowiu, wiem, że nie mam nic do stracenia, tylko zyskam.

Nadal podczas każdego posiłku zmagam się z lękiem. Szczególnie, gdy jem coś, co przez tak długi okres wmawiałam sobie, że jest złe i zakazane. Teraz przełamuję te schematy. Nie ukrywam, że nadal mam dni, w których po prostu mam ochotę się poddać, ale zdecydowanie przeważają te, w których jestem zdeterminowana do zmian. Nadal mam wiele schematów, których boję się przełamać, ale wiem, że z każdym kolejnym dniem będzie ich coraz mniej.

K.R.: Czasami opisując pewne rzeczy na filmikach mówisz, że dla innych to nic takiego, ale dla osób z zaburzeniami odżywiania to może być niezwykle trudne. Co dla Ciebie było lub jest czymś nie do przeskoczenia, co dla osoby zdrowej będzie najzwyklejszą czynnością?

A.F.: Tutaj mam na myśli chociażby wcześniej wspomniane drożdżówki. Nie oszukujmy się, ale kto zdrowy boi się pójść do sklepu, kupić i zjeść coś słodkiego. Dla nas natomiast jest to okazja dla celebrowania i niesamowitej walki z własnymi myślami. Wiem, że ktoś, kto nigdy nie przechodził przez zaburzenia odżywiania, nie jest nawet w stanie wyobrazić sobie tego stanu, bo przecież to "tylko" drożdżówka, pizza czy makaron, a dla nas jest to "aż" drożdżówka.

To tak naprawdę dotyczy każdego posiłku. Nieważne, czy jest to coś niesamowicie zdrowego czy niezdrowego, tutaj musimy pokonać schematy, które przez tak długi czas wmawialiśmy sobie, że są koniecznie. Takich schematów jest masa, a niektóre z nich są naprawdę absurdalne, ale nam wydaje się, że to dzięki nim mamy przyzwolenie do życia.

K.R.: Co byś powiedziała osobom zmagającym się z chorobą? Komuś, kto może jeszcze przed sobą nie chce przyznać, że sytuacja w jakiej jest wymaga leczenia.

A.F.: Kluczowe dla mnie jest wcześniej wspomniane uświadamianie osoby chorej o konsekwencjach, jakie zaburzenia odżywiania za sobą niosą. Czasem nawet wizja tego, jak może wyglądać życie bez obsesyjnych myśli jest dla nas tak niesamowita, że aż wydaje nam się nieosiągalna. Przypominam na każdym kroku, że jeżeli w tym momencie nie zdecydujemy się na walkę, to później będzie tylko ciężej. Jeżeli tylko zauważysz, że w twojej głowie zaczynają zdecydowanie przeważać myśli o jedzeniu, to nie ma na co czekać. Po raz kolejny przypominam, że nie musisz być nie wiadomo jak wychudzony, żeby mieć problem.

Jesteś jedyny w swoim rodzaju, nie ma drugiej takiej samej osoby jak ty, po co dążyć do wyimaginowanego przez nas kanonu piękna? Życie mamy tylko jedno, pozwólmy przeżyć je jak najlepiej. Zrozumiejmy, że w życiu są cenniejsze wartości niż jedzenie. To ma być dla nas dodatek, paliwo, bez którego nie możemy funkcjonować, a nie koszmar. Przypominam również, że dla choroby nigdy nie będziemy wystarczający, ale my musimy zmienić priorytety i pokazać sobie właściwą ścieżkę.

Zobacz także:

Zobacz wideo: Na zaburzenia odżywiania cierpią też dzieci

Dzień Dobry TVN

Autor: Karolina Rybińska

podziel się:

Pozostałe wiadomości