Cezary Borowy. Polak, który był przemytnikiem w Indiach

Gościem w studiu Dzień Dobry TVN był dziś Cezary Borowy, który w latach osiemdziesiątych był przemytnikiem w Indiach. Jakie ciekawostki znajdziemy w jego książce: "Spowiedź Hana Solo. Byłem przemytnikiem w Indiach"?

Dlaczego postanowił zostać przemytnikiem?

Jak sam mówi był to dla niego sposób na przebicie "szklanego sufitu". Chciał poczuć się tak swobodnie jak ludzie mieszkający w Europie Zachodniej.

Cezary Borowy:

Spacerowałem po Londynie, pracowałem tam na czarno, to było pierwsze przestępstwo w całej tej historii, oglądałem ludzi w restauracjach i czułem się jak dziewczynka z zapałkami z baśni Andersena. Oni jedli wykwintne jedzenie, pili dobre wina, a ja się zastanawiałem ile bym musiał zaoszczędzić, żeby mnie było na to stać. To był szklany sufit. Nie chodziło mi tylko o pieniądze. Chodziło o przebicie szklanego sufitu. Chciałem się w podróżach czuć tak swobodnie jak ludzie z zachodu. Czułem się!

Polska społeczność przemytnicza

W swojej książce Cezary Borowy opisuje działającą w Indiach prężną polska społeczność przemytniczą, która była ze sobą bardzo zżyta i wzajemnie sobie pomagała w razie kłopotów.

Niektórzy nazywają to handlem, ale jeżeli nie płaci się cła, to już jest przemyt. Metod przemytu było kilkadziesiąt. Przemycaliśmy głównie elektronikę. Było nas tam około 100 osób, wszyscy z Polski, stanowiliśmy swego rodzaju społeczność. Wszyscy się znaliśmy i działaliśmy razem i pomagaliśmy sobie. Wyciągaliśmy kolegów z kłopotów - nikt nie zostawał sam. Przewoziliśmy m.in. magnetowidy i kamery wideo z Singapuru do Indii. Nikt o tym nie wie, że istniała wspólnota polskich przemytników na stałe mieszkających w południowej Azji.

Jak przemycali elektronikę?

Singapur był najtańszym miejscem na zakup elektroniki. Poza tym był państwem bezwizowym dla Polaków. Air India, która jest narodową linią lotniczą, ma taki system, że na lotach międzynarodowych łączy dwa miasta lokalne z miastem zagranicznym. Na tym odcinku indyjskim mogą latać pasażerowie lokalni. W drodze powrotnej "wrzucak" zgłaszał bagaż na trasie międzynarodowej, a już w czasie lotu po Indiach dosiadali się do niego podróżnicy lokalni, którzy brali od niego ten sprzęt na pokładzie samolotu i wysiadali. Jako pasażerowie wewnętrzni nie podlegali prawu celnemu.

Co groziło przemytnikom?

W przypadku elektroniki groziła nam zazwyczaj jedynie konfiskata, ale bywały przypadki poważniejsze - aresztowania, zatrzymania.

Autor: Filip Yak

podziel się:

Pozostałe wiadomości