Andrzej Bargiel zrezygnował ze zjazdu z Mount Everestu. Było zbyt niebezpiecznie. "Takiego ryzyka nie akceptuję"

7 sierpnia 2019 roku Andrzej Bargiel wraz ze swoją ekipą rozpoczął wyprawę "Everest Ski Challange", której celem było zdobycie najwyższego szczytu na świecie i zjazd z niego na nartach bez użycia tlenu. Niestety to się nie udało z powodu niesprzyjających warunków. O swojej wyprawie Andrzej Bargiel opowiedział w Dzień Dobry TVN.

Andrzej Bargiel w lipcu 2018 r., jako pierwszy na świecie zjechał na nartach ze szczytu K2. Jednak nie zmierzał spoczywać na laurach i już w sierpniu tego roku zakopiańczyk planował zdobyć najwyższy szczyt na Ziemi, Mount Everest. Chciał tego dokonać bez użycia dodatkowego tlenu, a następnie zjechać do bazy bez odpinania nart. Jako pierwszy pełnego zjazdu z tego szczytu do bazy dokonał w 19 lat temu Słoweniec Davo Karničar, on jednak korzystał z dodatkowego tlenu.

>>> Zobacz także:

W ekipie Andrzeja Bargiela byli dwaj jego bracia: Bartłomiej Bargiel (operator drona) oraz Grzegorz Bargiel (wspinacz, ratownik TOPR), a także: Jakub Gzela (operator wideo), Marek Ogień (fotograf), Grzegorz Pająk (operator drona), Piotr Snopczyński (alpinista, himalaista i ratownik GOPR) i Jakub Poburka (alpinista, narciarz, ratownik TOPR).

Trudne warunki

Od prawie samego początku wyprawy ekipie nie sprzyjały warunki. Tak Andrzej opisał je w mediach społecznościowych:

Warunki w tym roku są bardzo trudne. Monsun się przedłuża, często pada śnieg i deszcz. Podczas lata poziom zamarzania był bardzo wysoki i lodowiec jest w tragicznym stanie, jest w nim mnóstwo szczelin.

Jednak największym problemem dla Andrzeja Bargiela i jego ekipy był serak (wielotonowa bryła lodu tworząca się w wyniku pękania lodowca) wiszący 800 metrów nad lodowcem. Poruszanie się pod nim było bardzo trudne i Polacy postanowili zakończyć wyprawę.

Ja tego ryzyka nie akceptuję, serak może spaść w każdej chwili i to zatrzymuje nas przed działaniem. Próbowaliśmy przeczekać ten okres, wtedy moglibyśmy uruchomić działania, niestety jesteśmy tu bardzo długo, nie ma progresu w akcji górskiej i w aklimatyzacji. Kończymy, bo to jest najbardziej rozsądne. Niestety czasem tak jest, że trzeba szacować ryzyko i jeżeli jest za duże powiedzieć „stop”.

- napisał w poście Andrzej.

Śmierć Davo Karničara. Zły omen?

Podczas wyprawy doszła do ekipy smutna wiadomość - otóż wspomniany już Davo Karničar, który był inspiracją dla Andrzeja zginął podczas ścinania drzewa.

To był szok. Człowiek, który robił tak niesamowite rzeczy stracił życie w tak banalny sposób.

- powiedział Andrzej.

Czy zakopiańczyk potraktował to jako zły znak?

W kontekście sytuacji, która była u nas [zwisający serak - przyp. red.], gdzie to ryzyko było u nas bardzo duże, uświadomiłem sobie, że czasem trzeba odpuścić.

- przyznał.

Autor: Redakcja Dzień Dobry TVN

podziel się:

Pozostałe wiadomości