Materiał promocyjny

9 lat walczyła z niepłodnością - Justyna opowiada swoją historię z in-vitro

ig (21).png
ig (21).png
Starania o dziecko nie zawsze są łatwe. Często trwają kilka lat, a i tak nie przynoszą rezultatów. Po wielu nieudanych próbach pary tracą nadzieję. W podobnej sytuacji była Justyna - kilka lat nie mogła zajść w ciąże. W końcu znalazła metodę, dzięki której udało się jej spełnić marzenie o dziecku. Opowiada nam swoją historię.

Trudne początki

Justyna poznała swojego partnera 12 lat temu. Miłość kwitła, dlatego szybko zdecydowali się zamieszkać razem. Po dwóch latach związku powoli zaczęli myśleć o dziecku. Starali się zajść w ciążę, ale niestety, nie udawało się. Na początku bardzo się nie martwili - przecież nie od razu się udaje. Mijały miesiące, lata, a próby okazywały się bezskuteczne. Po 5 latach starań obawy wzrosły. Para zapisała się do jednego lekarza, potem do drugiego. Wykonywali wszystkie zalecenia, chcieli spróbować naturalnych metod. Regularne wizyty u lekarza, zastrzyki na pęknięcie pęcherzyka i inne działania mające na celu wspomóc wywołanie ciąży nie przynosiły żadnego skutku. Lekarz rozłożył ręce, a Justyna z partnerem zaczynali tracić nadzieję. Wtedy, prowadzący ich specjalista zaproponował metodę in vitro - to był ostatni moment, w którym można było starać się o rządowe dofinansowanie - postanowili spróbować.

Długa droga leczenia

Lekarz pokierował Justynę do jednej kliniki - tam okazało się, że nie ma możliwości zapisania - kolejka była zbyt długa. Jednak z tej placówki przekierowano ich do GynCentrum.

Para przed podjęciem decyzji czytała o metodzie in vitro. Chcieli mieć pewność, że to będzie bezpieczne. Zaczęło się od kilku wizyt. Potem odbyła się pierwsza punkcja, której towarzyszył ogromny stres.

Byliśmy pewni, że uda się za pierwszym razem. Wiedzieliśmy, że to duża ingerencja, dlatego nie mieliśmy wątpliwości, że się uda

- opowiada.

Niestety. Pierwsza próba okazała się niepowodzeniem. Kolejne podejście - znowu się nie udało. Para straciła nadzieję. Z 6 zarodków zostały dwa - na trzeci transfer. Lekarz zalecił wspomagającą kroplówkę. Justyna przyznaje, że jechała na nią bez jakiejkolwiek wiary w powodzenie. Mieli pewność, że i tak się nie uda. Wiedzieli też, że to ich ostatnie podejście. Było to dla nich bardzo wycieńczające psychicznie.

Chodziliśmy do pracy, staraliśmy się normalnie żyć, ale brak nadziei na ciążę był bardzo przygnębiający

- tłumaczy Justyna.

Próbowali wszystkiego - leków, ziół, czegokolwiek, co mogłoby pomóc.


Ku zdziwieniu pary - trzeci transfer się powiódł. Justyna wspomina, że rano poszła na badania krwi, a potem do pracy. Spodziewała się negatywnego wyniku badania. Jak się okazało- niesłusznie.


Nie wiedziałam w ogóle co się ze mną dzieje, do kogo mam zadzwonić, co robić. Trzęsłam się, ryczałam - wszystko na raz. Niesamowite to było

- mówi.

Jednak po dwóch dniach trzeba było powtórzyć badanie - sprawdzić, czy wynik się potwierdzi.

Nieoczekiwane szczęście

Znowu pojawił się strach i ogromny stres. Wszystko okazało się być dobrze. Justyna już planowała, że do 7. Miesiąca ciąży będzie pracować. Niestety następnego dnia pojawiły się komplikacje. Była przekonana, że straci ciążę. Po wizycie u lekarza okazało się, że ciąża się trzyma. W październiku synek Justyny skończył trzy latka. Wszystko się udało. Justyna przyznaje, że jest z niego nieziemski łobuz, ale jest ogromnie szczęśliwa. Czy miała jakiekolwiek wątpliwości? Stanowczo mówi, że nie.

Medyczny punkt widzenia

Justyna była pacjentką dr n.med. Dariusza Mercika, specjalisty leczenia niepłodności w klinice Gyncentrum. Lekarz tłumaczy, że każdy przypadek jest inny i od tego też zależy proces leczenia.

Każda para jest inna i niesie ze sobą inny bagaż negatywnych doświadczeń, emocji i oczekiwań. Często całe swoje życie podporządkowują próbom poczęcia dziecka. Dzięki możliwościom, jakie daje nam współczesna medycyna rozrodu, możemy trafnie diagnozować i skutecznie leczyć. Czasem wystarczy niewielka pomoc naturze, aby po kilku miesiącach na świecie pojawiło się dziecko. Czasem bywa trudniej i wieloletnie leczenie nie daje rezultatów. To za każdym razem nowa podróż, w którą wyruszam razem z parą towarzysząc im na każdym jej etapie – od pierwszej wizyty, poprzez badania diagnostyczne, po zapłodnienie in vitro, licząc że zakończy się szczęśliwie tak, jak w przypadku Pani Justyny

- mówi.

Autor: Adrianna Kowalczyk

Materiał promocyjny
podziel się:

Pozostałe wiadomości