8-latek zmarł na rękach rodziców. "Pani doktor nie zbadała syna, nie osłuchała go"

Norbert w sierpniu miał skończyć 9 lat. Nie doczekał jednak urodzin. Trafił wcześniej do szpitala z powodu bólu brzucha i wymiotów. Lekarka wykonała podstawowe badania i odesłała dziecko do domu. Chłopiec zmarł kilka godzin po wizycie w szpitalu. Jak do tego doszło?

Dramat 8-letniego Norberta

Norbert trafił do szpitala z powodu bardzo silnego bólu brzucha i wymiotów. Został przyjęty przez pełniącą dyżur lekarkę i po badaniu odesłany do domu. Rodzice chłopca nie mogą zrozumieć, dlaczego nikt skutecznie nie pomógł zwijającemu się z bólu dziecku.

Norbert to najstarsze z trojga dzieci państwa Żurków. W sierpniu miał skończyć dziewięć lat.

Miał plany, marzenia. Bardzo chciał przelecieć się samolotem. Obiecywałam mu, że jak będzie większy to polecimy razem

- wspomina Katarzyna Żurek, matka zmarłego chłopca.

Norbert nie doczekał urodzin. Zmarł kilka godzin, po wizycie w szpitalu, do którego zawieźli go rodzice.

Wieczorem zaczął się skarżyć na ból brzucha. Mówił, że zbiera go na wymioty. Myśleliśmy, że powodem był upał

- wspomina Janusz Żurek, ojciec zmarłego chłopca.

Norbert zaczął skarżyć się na ból brzucha tego samego dnia rano. Mama chłopca, chcąc ulżyć mu w cierpieniu, podała mu leki przeciwbólowe. Zaleciła także ciepłą kąpiel. To właśnie w łazience Norbert zupełnie opadł z sił. Jak opowiada Pani Katarzyna, chciał się kłaść na podłodze.

Rodzice natychmiast zabrali syna do szpitala w Rzeszowie. Zanim zostali przyjęci przez lekarkę pediatrę, która pełniła wówczas dyżur, czekali w poczekalni pół godziny. Chłopiec czuł się źle. Wymiotował na korytarzu.

Syn miał podkrążone oczy. Lekarka kazała mu założyć maskę. Tłumaczyliśmy, że syn nie może oddychać i wymiotuje. Powiedziała, że jak nie założy maski, to go nie wpuści

- opowiada Janusz Żurek. I dodaje:

Pani doktor nie zbadała syna, nie osłuchała go. Jedyne, co zrobiła to dotykała jego brzucha i zmierzyła temperaturę. Przepisała leki przeciwwymiotne, które kazała dawać w małych dawkach i to wszystko.

Zaledwie kilka godzin po odesłaniu rodziców z cierpiącym dzieckiem do domu, stan chłopca gwałtownie się pogorszył. Norbert znów wymiotował, był coraz słabszy.

Syn w nocy zwymiotował kolejny raz. Zadzwoniliśmy po karetkę. Syn usiadł przy biurku, po chwili osunął się. Widziałem, że nie oddycha

- opowiada ojciec chłopca.

Więcej reportaży znajdziesz na stronie Uwaga! TVN.

Reanimacja chłopca

Załoga karetki rozpoczęła reanimację. Walka ratowników o życie chłopca trwała pół godziny. Niestety nie udało się go uratować.

Dlaczego lekarka, która zaledwie kilka godzin wcześniej przyjmowała 8-latka w szpitalu, nie uznała jego stanu za niepokojący?

Nie oceniam postępowania lekarza, bo nie jest to moja rola. To jest ogromna tragedia. Nie wiem, w jakim stanie było dziecko, z dokumentacji wynika, że było w stanie ogólnym dobrym

- komentuje Małgorzata Przysada, zastępca dyrektora w Szpitalu Klinicznym nr 2 w Rzeszowie.

Jak więc doszło do śmierci dziecka i dlaczego nie postawiono diagnozy, która pomogłaby zapobiec tragedii?

Decyzja w takich przypadkach opiera się zawsze na kilku elementach. Po pierwsze rozmowa z rodzicami, po drugie badanie. Jeśli coś niepokoi mnie w zachowaniu dziecka, musi pozostać na obserwacji. Trzecim elementem jest intuicja, czyli taki zawodowy nos, który czasem karze nam zostawić dziecko przez kilka godzin na obserwacji

- komentuje dr Paweł Grzesiowski, pediatra i specjalista w dziedzinie immunologii.

Przeprowadzona sekcja zwłok nie wykazała przyczyny śmierci dziecka, na razie nie można mówić o błędzie w sztuce lekarskiej. Prokuratura sprawdza, w jakim stanie był chłopiec podczas samego badania.

Na podstawie wyników sekcji zwłok biegły nie był w stanie określić przyczyny zgonu. Pobrano wycinki do dalszych badań histopatologicznych oraz materiał do badań toksykologicznych. Wyników tych badań jeszcze nie mamy. Taka sytuacja zdarza się bardzo rzadko. Zazwyczaj wiemy, dlaczego doszło do zgonu i możemy ocenić postawę wszystkich osób

- mówi Barbara Bandyga z Prokuratura Regionalnej w Rzeszowie

Czasami medycyna przegrywa z chorobą. Znam takie przypadki z doświadczenia, że o godzinie 15 widzimy uśmiechnięte dziecko, a o 17 karetka przywozi zwłoki. Jeżeli przyczyna zgonu tego dziecka jest nieznana, to wszystkie scenariusze są możliwe. To mogło być zatrucie, albo jakiś nagły stan na przykład zator, który doprowadził do śmierci. Nie znając przyczyny śmierci nie możemy w żaden sposób oceniać postępowania lekarki

- dodaje dr Grzesiowski.

Lekarka pełniąca wówczas dyżur nadal pracuje w tym szpitalu. Prokuratura czeka na wyniki badań histopatologicznych i toksykologicznych. Być może dzięki nim uda się ustalić przyczynę śmierci chłopca.

Gdyby to się stało w szpitalu, łatwiej by nam było się z tym pogodzić. Tutaj, w domu nie mogliśmy zrobić nic

- kończy Katarzyna Żurek.

Cały reportaż dostępny jest w serwisie Player.

Zobacz także:

Propozycja czwartego sposobu nauczania: "bańki szkolne". Co na to Ministerstwo Edukacji Narodowej?

Roman Polański przegrał proces o przywrócenie do Akademii Filmowej. "Miał możliwość przedstawienia wszelkich dowodów"

31-latka jest mamą jedenaściorga dzieci, a chce mieć ich 15: "Mam nadzieję, że urodzę jeszcze dziewczynkę"

Autor: Anna Mierzejewska

Źródło: Uwaga! TVN

podziel się:

Pozostałe wiadomości